“Bad taste creates many more millionaires than good taste.”
Charles Bukowski

Niezły muzycznie materiał. Dla wielu nastolatków może i Nu-M. ale tak naprawdę czuć bezpośrednio Pattona czy nawet industrialne granie przełomu lat 80′/90′. Te dwa zacne zjawiska muzyczne miały zresztą spory wpływ na rozwój większości tego co Nu-metalem można nazwać.

EQ to odmienny stylistycznie ale kolejny po Cinemon MegaTotalny dowód na to, że jeśli je podrywać w sposób subtelny to pewne klasyczne formy nie odmawiają i są generalnie sexy. Oczywiście pod warunkiem, że trafią na odpowiednią ilość świeżej ikry. Poduszkowiec EQ jest akurat wystarczająco pełen węgorzy, choć mniej udane okazy spod znaku Linkin Park też jeszcze się ruszają.

Jak wielu znanych tam i niewielu znanych tu wykonawców zespół szlifuje więc szlachetniejsze kamienie milowe próbując, co ważne dodać im trochę własnego połysku. Jest w ten sposób całkiem wyrazisty. W granicach wyznaczonych przez estetyczne zasieki krajowych mediów muzycznych nie ma więc specjalnych szans. Nie jest kalką zagranicznej kalki sprzed trzech lat, muzycznym frankensteinem, pop-folkową wysokowydajną kiełbasą czy rozcieńczonym dźwiękowym napojem na bazie sprawdzonego w badaniach słuchalności koncentratu. Nie wabi też zalaminowanym żywiołem góralszczyzny.

Nie będzie więc “Top trendy” ani “Hitem na czasie”. Nie kupi go zarabiający trzydziestolatek na dorobku. Zabiegana korporacyjna kurwa, która muzyki słucha tylko w służbowym aucie lub biurze i z radia o największej słuchalności wie co postawić na półce aby dobrze wyglądało w wynajmowanym mieszkaniu.

Zespołowi EQ nie grozi infekcja i mutacja tkanek na brudnym od krwi i łez dywanie w stołecznym headquarters wielkiej wytwórni popierdasów. Skończy się mam nadzieję bez uszczerbków na zdrowiu – wizytą w siedzibie MegaTotal, czego życzę im jak najprędzej.

I jeszcze coś. Chociaż to zespół EQ jest przedmiotem (ofiarą?) moich wywodów natury ogólniejszej to jak ogólnie wiadomo sprawa dotyczy większości polskich wykonawców posiadających ambicje brzmienia inaczej i jakąś tam indywidualność.

Pewnie dlatego starannie wyselekcjonowane polskie gwiazdy są interpretowane i rozpoznawalne za granicą w tak specyficzny sposób. Po londyńskim PKO London Live ich klipy pojawiają się na przykład na AfricaHit.com czołowym videoportalu z muzyką czarnego lądu. Sorry, czy to ma być medialna zemsta za Simona Moleke? Jeśli tak to zbyt okrutna. Dajcie więc święty spokój epigonom Feli Kutiego i innych korzennych klasyków. Taki Gabon czy Lesotho nie mają szans w starciu z destruktywną mocą obciachu spod znaku Dudy czy Koziwraka.

P.S. – Bardzo przepraszam wszystkie młode biurwy i krawaciarzy za sugestie iż są głównym targetem na naszym prowincjonalnym i niedorozwiniętym rynku muzycznym. Z tym że tak naprawdę to nie bardzo.