Wie czego chce, wie jak to osiągnąć, wie jak zarobić na MT. Wydał już jedną płytę, zbiera na drugą i wszystko wskazuje, że mu się uda. Gra na gitarze w Killing Silence. Z Rafałem Tulwinem rozmawiał Artur Szuba.

rafal_tulwin_page

Nie doszukują się ludziska twoich związków z pewnym poetą? ;)

Pewnym poetą powiadasz… :) Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem w tym dobry, ale pamiętam coś z dzieciństwa. Po torach… lokomotywa?… było coś takiego? ;) Tak na poważnie, rzadko się z tym spotykam. Częściej problem polega na tym, że nikt tego nazwiska nie potrafi potrafi poprawnie powtórzyć, co w połączeniu z moim lekko niewyraźnym mówieniem powoduje w takich sytuacjach nagłe ataki gorączki u pań w okienkach… i u mnie. Jeśli chodzi o samo pisanie, to czasami zdarza mi się popełnić jakiś tekst. Z racji tego czym się hobbystycznie zajmuję – muzyczny. Powiedziałbym, że nawet to lubię.

Istnieje teoria, że język polski jest średnio śpiewny i wygodniej jest artykułować teksty po angielsku, co sądzisz na ten temat?

Możliwe, prawdopodobnie po angielsku łatwiej się śpiewa i dopasowuje teksty do muzyki. Ten język jest dość tolerancyjny, ma sporo krótkich słów, które łatwo gdzieś rytmicznie powciskać. Zgadzam się również z tym, że łatwiej jest wyrazić te same myśli po angielsku w sposób, który wydaje się fajny, łatwiej sprawić, że tekst po prostu dobrze brzmi. Być może, jest to spowodowane tym, że jest to dla nas język obcy i odbieramy go troszeczkę inaczej niż ci, dla których angielski jest językiem ojczystym.

Angielskie teksty świetnych utworów tłumaczone dosłownie na język polski zazwyczaj brzmią tragicznie. Polski wymaga zdecydowanie więcej zabawy w dobór środków stylistycznych oraz uwagi przy konstruowaniu poszczególnych fraz. Jak zwykle jednak, każdy kij ma dwa końce. W Polsce zdecydowanie łatwiej zachować czystość przekazu śpiewając po polsku. Wszyscy znamy dobrze sytuacje, gdy na koncercie nie mamy pojęcia o czym śpiewa wokalista. Myślę, że w 90% przypadków nie jest to wina nagłośnienia, a raczej nieumiejętnej aranżacji, kiepskiego śpiewania i właśnie języków obcych.

Wydaje mi się, że jeśli ktoś porywa się na śpiewanie po angielsku, musi wiedzieć co robi. Niektórym udaje się to lepiej, innym mniej. Tworząc teksty po polsku często możemy mieć wrażenie, że są kiepskie, a wręcz żenujące. Jednak po usłyszeniu ich z ust wokalisty przy akompaniamencie zespołu, wszystko nabiera zazwyczaj kształtu. Uważam więc, że warto ryzykować, nie bać się wyrażania swoich myśli po polsku, gdyż na dłuższą metę, jest to po prostu bardziej opłacalne na naszym rodzinnym podwórku.

Naprawdę, miło gra się koncert, gdy śpiewający tłum prawie zagłusza wokalistę, a z ust dziewczyn skaczących pod sceną można usłyszeć napisany przez siebie tekst. No a poza tym teraz stacje radiowe zobligowane będą do wypełnienia sporej części czasu antenowego piosenkami z tekstami po polsku :)

Od kilku miesięcy dostępny jest „duży” singielek Killing Silence, jak odbierają go słuchacze?

Epka „Wariatkowo”, którą po wielu perypetiach udało nam się wydać po koniec zeszłego roku (2009) była dla nas totalnie nowym doświadczeniem. O ile wiedzieliśmy jak wygląda praca w studiu, to kompletnie nie mieliśmy pojęcia o ogromie innych spraw, o które trzeba zadbać przy takim przedsięwzięciu. Moim zdaniem, jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Sądząc po opiniach znajomych i nie tylko, wszystko było na swoim miejscu.

Ludziom podobała się też okładka i sesja zdjęciowa wykonana na potrzeby płyty. Myślę, że daliśmy radę ;). Sądząc po wynikach sprzedaży, które jak na warunki MT są całkiem niezłe, wydaje mi się, że mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że odbiór jest… pozytywny! Mimo tego ciągła promocja nadal zajmuje sporą część naszego czasu i wymaga nieustannego skupienia w łapaniu nowych okazji koncertowych i nie tylko.

Jakbyś zatem zachęcił do posłuchania tej EP-ki tych, którzy jeszcze nie znają waszej twórczości?

Hehehe… i tutaj przyszedł czas na auto lans ;). Cóż, zawsze wierzyłem w ten zespół jako całość. Uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Jestem też przekonany o tym, że muzyka którą serwujemy może dotrzeć do dość szerokiego grona odbiorców, co jest jej niewątpliwą zaletą. Po wydaniu płyty zobaczyliśmy w jej opisie na MT „hardrockowy skład”, co wywołało wśród nas i kilku bliskich nam osób pewne poruszenie.

Oczywiście wiadomo, że szufladkowanie muzyki jest sprawą dość śliską… ale… po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że ta płyta może wywołać totalnie różne odczucia. Niby wyraźne, mocne gitarki i zwarta sekcja rytmiczna, a z drugiej strony sporo melodii w wokalu i teksty, których chyba nawet da się słuchać. Cóż… nie mnie to oceniać, ale na pewno warto posłuchać płytki lub wpaść na koncert i zobaczyć jak gramy.

Ile ludzi, tyle gustów, to oczywiste… ale spora ilość osób pod sceną zawsze dodaje pewności siebie i pozwala mi snuć te dywagacje w takiej, a nie innej formie… :))

Doskonale idzie sprzedaż udziałów w waszym LP. Macie tak wiernych i hojnych fanów czy skuteczny marketing? A może decyduje nieodparty urok osobisty członków zespołu? ;)

Nowy utwór… Myślę, że dobry start jest zasługą po trochu wszystkiego o czym wspomniałeś. Przed premierą starałem się pokazać, że wiemy na czym stoimy, wiemy co jesteśmy w stanie zrobić, i że wstawienie na MT nowego albumu jest decyzją świadomą i przemyślaną. Dzięki poprzedniemu MT i niezłym wynikom sprzedaży nasz kredyt zaufania znacznie urósł wśród potencjalnych inwestorów. Uważam, że nie jest to bezpodstawne i wierzę, że uda nam się zrealizować dalsze plany.

Jako inwestor, chciałem obalić poglądy na temat niemożności realnego zarobienia na MT. Jeśli miałbym posługiwać się konkretnymi liczbami… osobiście przelałem na konto MT (daaawno temu) 100 zł, a po o kilku miesiącach to 100 zł sobie wypłaciłem… i zarabiam dalej.

Po ostatnich wypłatach zysków ze sprzedaży płyt, m.in. sporo zarobiłem na płycie KS, miałem sporą sumkę umożliwiającą mi dobry start inwestycji w nowy album KS i wykupienie sporego udziału już na samym początku. I teraz najbardziej zaskakująca liczba… suma moich wpłat w płyty na MT 3240 zł (pamiętajcie, że to powstało ze 100 zł).

Wspominam o tym po to, żeby uświadomić wam, że inwestycje w dobre albumy (czyt. dobrze się sprzedające) naprawdę mogą się zwrócić, już w trakcie zbierania MT.

Czy pierwsza udostępniona piosenka zapowiada bardziej popowe oblicze KS?

Myślę, że utwór „Nadszedł czas” wcale nie odbiega brzmieniowo i kompozycyjnie od tradycyjnego KS. Nam się podoba, nie zrobiliśmy nic wbrew sobie. Jedyne sugestie, jakie mieliśmy od sponsora przy tworzeniu tej piosenki dotyczyły tematyki tekstu.

Wydaje mi się, że każdy w jakiś sposób się rozwija i zaczynają go kręcić trochę inne rzeczy, jednak jeśli gra się w tym samym składzie… to podstawa, na której buduje się wszelkie kompozycje właściwie się nie zmienia. Zwłaszcza, gdy realizujemy tak naprawdę tę samą koncepcję brzmieniową.

Oczywiście, jako młodzi muzycy ciągle szukamy czegoś nowego. Gdy pojawiamy się w studiu, w którym wcześniej nie nagrywaliśmy i pracujemy z nowymi realizatorami, staramy się być otwarci na to, co oni zaproponują.

Prawdą jest to, że nowy utwór został zmiksowany dość popowo… ale nie uważałbym tego za zarzut. Do tego wszystkiego dochodzi kwestia robienia muzyki na zamówienie, mającego coś promować. To daje poczucie profesjonalizmu i naprawdę sporego kopa energetycznego, wspomagającego powstawanie nowych pomysłów.

Nie wiem czy jest to nowe oblicze KS… raczej nie. Na pewno nie odchodzimy w żaden sposób od naszego brzmienia. Jeśli ktoś zdecyduje się wpaść na koncert, przekona się sam, że ten utwór świetnie współbrzmi z pozostałymi.

Czy możesz więc uchylić rąbka tajemnicy, jak sobie wyobrażacie tę przyszłą płytę?

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, następna płyta ma być pełnotłustym albumem zawierającym po prostu kawałki, które uznamy za najlepsze w czasie jej wydawania. Na pewno nie będziemy się bali odświeżenia niektórych wcześniej skomponowanych utworów. Duży nacisk położymy na promocję, która moim zdaniem musi być w pewnym sensie proporcjonalna do materiału zawartego na płycie, jego ilości, jakości… jak i ceny płyty.

Planujemy zrobić to na większą skalę niż dotychczas, dlatego przyszły album będzie czymś w stylu pierwszego wyjścia z mroku… tabula rasa itd. Naprawdę nie potrafię powiedzieć, co znajdzie się dokładnie na tej płycie, gdyż pewnie jeszcze trochę przyjdzie nam na nią poczekać.

Ciągle rozwijamy się, szukamy czegoś nowego i komponujemy nowe utwory. Kto wie, co będziemy mieli w głowach w czasie nagrywania materiału na nową płytę. Jedno jest pewne, będzie rock’n'roll i mnóstwo energii, bo to są rzeczy, które raczej się u nas nie zmieniają.

Życzę kolejnych, jeszcze większych sukcesów i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Artur Szuba

Dossier

Imię i nazwisko: Rafał Tulwin
Zespół: Killing Silence
Instrument: złoty
Data urodzenia: 86′
Miasto: Wawa
Sukcesy: mam najwspanialszą dziewczynę na świecie, sukcesy w innych aspektach życia jeszcze przede mną
Porażki: stała porażka – nigdy nie brzmię tak jak powinienem
Inspiracje: Ludzie, którzy realizują marzenia i wiedzą czego chcą
Marzenia: wieść życie poławiacza krewetek na wyspach kanaryjskich, chodzić boso i budzić się razem z morską bryzą
Unikam: zadymionych pomieszczeń
Lubię: gadać po hiszpańsku
W MT od: 2008
Jestem tu bo: mam zespół, w który wierzę