11 stycznia nakładem Polskiego Radia ukazuje się debiutancki album NeLL zatytułowany “White Noise Zone”. Z Bartkiem Księżykiem i Tomkiem Ignalskim rozmawia Piotr Stelmach.

nell_inter_page_01

NeLL to zespół, którego medialne początki prowadzą do dwóch źródeł: radiowej Trójki i portalu MegaTotal.pl. Płyta “White Noise Zone” jest ciągiem dalszym kilku poprzednich, chyba szczęśliwych dla was lat. To przecież dzięki fanom wydaliście pierwszy singiel.

Bartek Księżyk: Zdecydowanie. Mówiliśmy już o tym wielokrotnie, ale nie zaszkodzi powtórzyć, że kiedy wchodziliśmy po raz pierwszy do studia, poczuliśmy ogromne wsparcie ze strony słuchaczy. Nie mieliśmy bladego pojęcia o takim zapleczu. Możliwość nagrania drugiego singla była tego potwierdzeniem.

Czy dziś po upływie ponad roku nie żałujecie decyzji umieszczenia na pierwszym singlu piosenki “Downwards The City”? Wciąż upieram się przy opinii, że to był trochę karkołomny początek.

B.K.: Absolutnie. Na ówczesny moment chcieliśmy “wykręcić” takie, a nie inne piosenki i tyle.

Ale tego kawałka nie ma na debiutanckiej płycie. Dlaczego?

B.K.: Bo do niej nie pasował. Album jest zupełnie innym organizmem. “Downwards The City” i “Nature Of My Home” były z założenia inne. One miały stanowić treść singla, ale okazało się, że nie sklejają się z treścią materiału, który nagrywaliśmy z myślą o wydaniu tego na “White Noise Zone”. To był celowy zabieg.

Tytuł “White Noise Zone” brzmi nieco kategorycznie…

Tomek Ignalski: To oznacza tylko, a może aż, nasze zespołowe poszukiwania. Niech to nie zabrzmi idiotycznie, ale szukamy w ten sposób miejsca dla siebie w kulturze i muzyce. Jeśli chodzi o dokładne, techniczne znaczenie tych słów, ów “biały szum” to suma wszystkich istniejących dźwięków. “Imagine” Johna Lennona i “Etiuda Rewolucyjna” Fryderyka Chopina zaczynają się od tego samego dźwięku – C, ale należą do zupełnie innych światów artystycznych. I o tym przede wszystkim opowiada ten album. O poszukiwaniu wzorów, znaków logicznych czy nawet religii, które wyznaczają jakiś horyzont.

Zauważyłem w kilku innych wywiadach i rozmowach, że Bartek często mówi o zespole w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Co na to reszta?

T.I.: Już jakiś czas temu umówiliśmy się, że NeLL będzie zespołem demokratycznym. Okazało się jednak, że w muzyce ten system nie zawsze się sprawdza. Bartek przynosi na próby gotowe pomysły, które my w jakiś sposób weryfikujemy i omawiamy, nie zawsze się z nim zgadzając, ale to on jest tu główną siłą napędową. Przyznaję, że nie zdarzyło się nam jeszcze nigdy, by jakiś jego pomysł został całkowicie odrzucony. Mówiąc krótko, tak, on jest liderem NeLL.

nell_inter_page_02

Gdyby “White Noise Zone” miało się ukazać tylko w sieci, bylibyście zadowoleni?

T.I.: Płyta, zwłaszcza pierwsza, jest dla muzyka czymś, co chciałby poczuć, dotknąć, zobaczyć… To bardzo namacalny dowód działalności artystycznej. Przy drugim albumie być może byłoby nas stać na taki kompromis, ale debiut wydany tylko wirtualnie zawsze zmuszałby nas do myślenia, że wydaliśmy ją tylko “w kompie”, bo nie było innej możliwości. Na szczęście taką możliwość mieliśmy.

Co jest fajnego w mp trójkach?

B.K.: Przede wszystkim to, że mogę wziąć ze sobą 20 płyt i mieć je wszystkie przy kluczykach. Żeby nie było wątpliwości, mam na myśli ich legalne posiadanie. A ponieważ muzyka jest ze mną zawsze, kieruję się tutaj przede wszystkim wygodą. Inna, równie ważna sprawa to dystrybucja. Dzięki temu możesz być wszędzie, w każdym domu i w każdych uszach.

T.I.: Zwłaszcza dla młodszego pokolenia jest to istotne źródło dotarcia do muzyki i jej posiadania. My jesteśmy już trochę starsi i dla nas posiadanie własnej półeczki z ulubionymi płytami to było niejednokrotnie spełnienie marzeń. Dziś iTunes i ikona na pulpicie załatwiają sprawę. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że “White Noise Zone” też zostanie zassane do sieci i ileś tam razy skopiowane, ale nie mamy z tym większego problemu. Nasz wpływ na nielegalny obieg tej płyty w sieci jest zerowy.

Wróćmy do samego albumu. Jak wyglądało wasze “wspólne życie” z Maciejem Stanieckim i Krzysztofem Tonnem – współproducentami debiutu?

B.K.: Jak w dobrym małżeństwie. Bardzo szybko się dogadaliśmy i zrozumieliśmy. Nie było sensu się o cokolwiek z nimi kłócić, bo to załatwialiśmy we własnym zakresie (śmiech).

T.I.: Poczuliśmy wspólną, fajną chemię. Nie za bardzo ingerowali w pracę, ale mimo to mówią, że to ich płyta. Mieli wrażenie, że są muzykami NeLL. Dbali o to, żebyśmy nie siedzieli w studiu za długo, bo po pewnym czasie nie słyszysz dobrze dźwięku, ale z drugiej strony zdarzało się nam nagrywać o 2 w nocy, bo akurat łapaliśmy pozytywny drive. Cała płyta jest zresztą nagrana na tzw. “setkę”, a my celowo nie ingerowaliśmy w elementy, które nie brzmią w stu procentach czysto.

NeLL o swoich piosenkach z płyty “White Noise Zone”. O czym one są, proszę Pana?

1. Just Believe – o fałszywych przyjaciołach
2. Katastrofa w nadfiolecie – o lataniu
3. White Noise Zone – o tym, żeby w świecie pełnym zgiełku nie bać się wyjść ze swojego pokoju i żyć własnym życiem, a nie tym pożyczonym z reklam telewizyjnych
4. Wright – o facecie, który jako pierwszy wydestylował heroinę i o tym, że w związku z tym procesem miało być dobrze, a wyszło jak zwykle
5. Lady C – o uciekaniu i o wikłaniu się we własną sieć, z której trudno wyjść
6. Lemon Cold Ice Milk – o mleku, cytrynie i lodzie, o tym, jak się kończy dzień
7. Impossibly True – o subkulturze techno, clubbingu, tabletkach extasy, tytuł mówi wszystko:)
8. Zgaśnij księżycu – o dorastaniu i strachu przed dorosłością
9. Slightly Dandy – o ludziach, którzy nie są ulepieni z gliny, ale z tworzywa sztucznego. wolne tłumaczenie tytułu to “warszawka”
10. Technikolor Illusions – przygnębiający numer o tych, którzy fałszują rzeczywistość, a w gruncie rzeczy fałszują siebie, muzycznie to chyba azymut, na jaki NeLL będzie podążał w przyszłości
11. Szkło – o przeżyciach Bartka z dzieciństwa i o tym, jaki był on, a jacy byli jego koledzy