Projekt „Gdzie oni są?” na dobre zagościł w Megatotalu w grudniu 2009 roku. Udostępniliśmy czytelnikom już kilkanaście fragmentów tej pierwszej megatotalnej książki, a następne – rzecz jasna – w przygotowaniu. Cieszy nas wielce, że te muzyczne wspomnienia lat 80. spotykają się z żywym zainteresowaniem i przychylnością Waszą :)

Gdzie tylko możemy (np. na Facebooku) nagłaśniamy akcję i zachęcamy do współpracy. Ludziska podsyłają swoje pamiątkowe fotki, gazetki i muzykę z tamtych lat. Jedni woleliby na dobre zapomnieć o ówczesnych klimatach, inni z chęcią do nich wracają, a ci młodsi odkrywają protoplastów formacji, których słuchają dzisiaj.

Jednym zdaniem, fajnie się to kręci :) To naprawdę ogromna radocha, jak ktoś kibicuje naszym poczynaniom, a jeszcze większa jak ktoś chce się w nie włączyć.

Kilka miesięcy temu pod wspomnieniem o Tomaszu Beksińskim pojawił taki oto wpis:

„Witam, bardzo ciekawy wywiad. Odnalazłem go tylko dlatego, że wpisałem jakiś dziwne zapytanie do Googla. Ja jestem trochę młodszy niż Grzegorz Gajewski czy Tomasz Beksiński, ale moja pasją także od 30 lat jest muzyka rockowa. Mam własne wspomnienia dotyczące audycji muzycznych Polskiego Radia – myślę, że także interesujące, ale oczywiście jakąś ważna osobą nie jestem. Damian Recław”.

Odezwaliśmy się do pana Damiana, a nasza wspólna korespondencja zaowocowała czymś znacznie większym niż wspominkowy felieton czy wywiad, o czym macie właśnie okazję się przekonać. Całość obejmie kilka odcinków, które będą publikowane w każdy poniedziałek aż do… ale to już tajemnica ;) Wam życzymy przyjemnej lektury, a panu Damianowi serdecznie dziękujemy.

Namawiam też megatotalowiczów do muzycznych wspominek. Nie zdradzę jakiejś strasznej tajemnicy jeśli dodam, że moim wdzięcznym ;) namowom ulegli znani współkrzykpaskowicze Agree i Triobas.

A teraz zapraszam do lektury :)

Zamiast wstępu,
czyli muzyka i polityka 1980-1981

Lata 1980-1981 to okres przełomu politycznego w Polsce, a dla mnie osobiście przede wszystkim, to okres pierwszych fascynacji muzyką popularną. Zaszczepione wówczas zainteresowanie muzyką określaną jako rockowa przetrwało próbę czasu, m.in. dzięki czemu obecnie piszę te słowa i nadal jestem wielkim fanem muzyki. choć z drugiej strony czy jestem typowym fanem? – To już sam nie wiem, raczej nie, ale dlatego jestem fanem rocka, bo rock dla mnie to wolność, a wolności nie da się niczym zastąpić. A wolność oznacza m.in. to, że nie trzeba robić tego co inni i co nakazuje etykieta, stąd zawsze autentycznie lubiłem muzykę punk.

W moim wypadku początki tej drogi były znacznie trudniejsze, gdyż w przeciwieństwie do wielu innych podobnych przypadków „narodzin-fana” o jakich czytałem, nie pochodziłem z inteligenckiej rodziny i nie mieszkałem w wielkim mieście, co zawsze ułatwiało start życiowy i dawało pewien horyzont nieosiągalny łatwo dla ludzi spoza aktualnej elity. Trudno bowiem mówić o tych samych możliwościach, gdy mieszkało się w robotniczym mieście jakim było Jastrzębie, położone gdzieś na południowych krańcach Polski, a jedynym dostępem do kultury było w nim jedyne miejscowe liceum, do którego zresztą nie chodziłem.

Żeby uzmysłowić sobie to o czym mówię, trzeba mieć świadomość, że dla niezbyt wykształconych i zamożnych (nie każdy miał Ojca znanego fotografika czy malarza) obywateli Polski późnego Gierka posiadanie sprzętu stereo było luksusem i niepotrzebnym zbytkiem dla nierobów. Zresztą ten obecnie dość często wyśmiewany polski sprzęt elektroniczny audio, głównie wyroby UNITRA DIORA, w owym czasie nie był ani taki zły technicznie, np. radioodbiornik „Elizabeth”, ani także tani, np. magnetofon szpulowy „Koncert” kosztował co najmniej półroczną średnią pensję. A jak wiadomo w każdym systemie każdy ma taką pensję i wydaje ją na swoje potrzeby zamykając przy okazji rodzinę w komórce, aby oduczyła się jeść.

Nie przypadkiem więc w moim domu rodzinnym szczytowym osiągnięciem techniki radiowej był tranzystor „Monika” z trudem łapiący długie fale, a od lutego 1980 r. prawdziwy ful wypasiony radiomagnetofon „Maja” charakteryzujący się brakiem możliwości wysterowania zapisu i charczeniem przy próbie pogłośnienia zapisanych na taśmie nagrań. Dopiero w czerwcu 1980 Ojciec kupił na kiermaszu w Jastrzębiu zestaw radiowy „Kleopatra” wraz ze stereofonicznym magnetofonem kasetowym i gramofonem (o czym osobno w innym akapicie).

W każdym razie w 1980 r. miałem aż (czy już) 17 lat i dopiero wówczas zainteresowałem się bardziej kulturą popularną, w tym muzyką. Oczywiście także wcześniej słuchałem jakichś tam nagrań, głównie z polskich płyt gramofonowych i pocztówek dźwiękowych, ale to zupełnie inna opowieść. Ponadto wstyd się przyznawać do podniecania się TERCETEM EGZOTYCZNYM itp. herosami peerelowskiej popkultury. Bywały też takie epizody jak ten, gdzieś z 1976 r. gdy na dyskotece w miejscowej szkole podstawowej, moi naprawdę „do przodu” koledzy puszczali z ustawionego na sztorc nieznanego mi z nazwy magnetofonu, przeboje dyskotekowe i glam-rockowców, w tym BONEY M. i SLADE.

Początkom mojego zainteresowania muzyką popularną sprzyjało pewne rozluźnienie, jakie nastąpiło w Polsce, w latach 1980-1981. W zasadzie było to rozwinięcie tendencji zapoczątkowanych jeszcze w latach 70., które dopiero teraz ujawniły w pełni swe oblicze. W Polskim Radio szerokim strumieniem udostępniano w eterze zachodnie płyty z muzyką uważaną dotąd za nieprawomyślną, a w Telewizja Polska rozpoczęła emisję serialu „All You Need Is Love” The Story Of Popular Music” w reżyserii Tony Palmera. W Polsce wyświetlano go w Programie 2 TVP w ramach „Studia 2” pod tytułem „Historia muzyki rozrywkowej”.

W tym czasie znaczenie radia dla edukacji muzycznej młodzieży było znacznie większe niż obecnie, m.in. z powodu ograniczonego dostępem w PRL do zachodnich dóbr kultury, w tym wypadku płyt winylowych z najnowszymi produkcjami muzyki popularnej. Przy braku fachowej prasy muzycznej (jedna gazeta „Jazz. Magazyn Muzyczny” nie mogła zaspokoić oczekiwań czytelników), a także mediów w rodzaju Internetu, który nie został jeszcze wynaleziony, funkcja prezentera radiowego nie ograniczała się tylko do doboru płyt i prowadzenia kolejnych audycji, ale także polegała na przygotowywaniu i wygłaszaniu na antenie radiowej podstawowych informacji o danym wykonawcy i komentarzy o akurat prezentowanej płycie.

Legendarni prezenterzy i ich audycje

W nadawanych wówczas przez Polskie Radio audycjach muzycznych, legendarni już obecnie w większości prezenterzy radiowi przedstawiali całe płyty. W zależności od własnych preferencji odtwarzali płyty z określonych gatunków czy nawet wykonawców, np. Piotr Kaczkowski wykonawców z kręgu rocka progresywnego, Marek Gaszyński preferował ciężkiego rocka, Witold Pograniczny wykonawców polskich, a Dariusz Michalski rock z krajów socjalistycznych, Jerzy Kordowicz elektronicznego rocka, a Korneliusz Pacuda muzykę country. Natomiast Wojciecha Manna w owym czasie pamiętam głównie jako tego, który pełnił rolę polskiego lektora w serialu „All You Need Is Love” The Story Of Popular Music”. Wszyscy wspomniani prowadzili audycje głównie w Programie III PR.

Ciekawym przypadkiem był Roman Waschko i jego audycja „Z płytoteki Romana Waschko”, także nadawana w Programie III PR. Był to już wtedy 60-letni weteran, który jakimś dziwnym trafem miał i puszczał w Polskim Radio najnowsze płyty rockowe. A także osoba, o której wszyscy wkoło wyrażali się z najwyższym szacunkiem i uznaniem – dzisiaj już wiem czemu. Chłopak lubił pisać raporty dla służb specjalnych, w tym także na kolegów z radia i przyjaciół muzyków. A darmowe płyty dostawał z Zachodu, bo był etatowym recenzentem prestiżowych magazynów muzycznych.

Na osobną wzmiankę zasługują także dziennikarze związani z ówczesnym Programem IV PR, a zwłaszcza Jerzy Rowiński i Bogdan Fabiański. W prowadzonym przez nich sobotnim „Studio Stereo” obok repertuaru dyskote-kowego zawsze znajdowało się także miejsce także dla bardziej ambitnej muzyki, np. płyt TANGERINE DREAM. Niestety gusta prowadzących skutecznie eliminowały wszelkie szersza niż aptekarskie dozowanie w prezentacji na antenie muzyki innej niż dyskotekowa.

W tym gronie ważną postacią od początku był Jerzy Janiszewski, na co dzień związany z ośrodkiem radiowym w Lublinie, ale prowadzący także audycje w programie ogólnopolskim. Jest on dziennikarzem o którym często się teraz zapomina, ale wówczas to właśnie on przypomniał dorobek wielu obecnych klasyków rocka, np. PINK FLOYD i LED ZEPPELIN.

W każdym razie wszyscy Oni byli dla mnie młodego chłopaka z Bzia Górnego (to dzielnica Jastrzębia) ludźmi z ówczesnego piedestału równego bogom pop-kultury, a może nawet większymi. Uważałem tak ponieważ pracowali w Warszawie, w ogólnopolskim radiu, byli dobrze wykształceni, robili to co lubili, mogli wyjeżdżać za granicę, zarabiali więcej niż przeciętna krajowa i co najważniejsze, mieli te swoje płyty, o których przeciętni obywatele nadwiślańskiej demokracji socjalistycznej mogli tylko pomarzyć. Większość z nich (poza R. Waschko) u progu lat 80. była trzydziestoparolatkami, a więc ludźmi jeszcze młodymi, a już doświadczonymi.

Audycje muzyczne Polskiego Radia muzycznym oknem na świat

Niezależnie od upodobań, w istniejących wówczas audycjach muzycznych Polskiego Radia każdy mógł znaleźć tutaj coś dla siebie i obecnie pamięta, to co wówczas przypadło mu serca i najczęściej lubi to do dzisiaj. Nie przypadkowo więc ówczesne audycje muzyczne dla wielu z mojego pokolenia były swoistą „muzyczną biblią” bez której nie moglibyśmy cieszyć się nawet tym ograniczonym dostępem do dóbr zachodniej kultury muzycznej jakie był dostępny w Polskim Radio na początku lat 80.

W każdym razie udostępniane w tym czasie w Polskim Radio audycje muzyczne były wówczas dla mnie i tysięcy innych podobnych mnie fanów w Polsce prawdziwym „muzycznym oknem na świat”. Te okno było na tyle ważne i szeroko otwarte, że bez niego nie byłoby obecnie tylu fanów dawnego rocka w Polsce, a także w sąsiednich bratnich krajach socjalistycznych – przynajmniej w pobliżu granic z Polską. Z kolei np. czeski wkład w rozwój rocka w tym okresie polegał na koszmarnych czechosłowackich przeróbkach aktualnych przebojów zachodnich i praktycznym, choć nie celowym, zagłuszaniu przez tamtejsze stacje programów Polskiego Radia w regionie nadgranicznym, gdzie mieszkałem w dzieciństwie i młodości (to nakładanie się fal jeszcze się nasiliło po 1989 r.).

Na wszelki wypadek dodam, że chodzi tutaj o audycje muzyczne nadawane głównie na ogólnopolskim paśmie UKF: wciąż wówczas monofonicznym Programie III i stereofonicznym Programie IV. Wiele ciekawych dla fana rocka audycji nadawano wówczas także w pasmach lokalnych, np. z Krakowa, Lublina czy Gdańska. Niektóre z nich były później retransmitowane na fali ogólnopolskiej. Ja słuchałem i dokonywałem nagrań prawie z wszystkich istniejących wówczas audycji muzycznych nadawanych w PR w latach 1980-1981. Oczywiście audycji tych słuchałem z różnym natężeniem, co wynikało z możliwości poświęcenia czasu na muzykę.

W większości wypadków audycje miały tak zaplanowany przez twórców czas antenowy, który pozwalał na prezentację w nich całych płyt. Prezenterzy grając je w radio dzieli je najczęściej tak, że w każdej części audycji nadawano całą płytę lub jej połówkę (stronę A lub B płyty analogowej), a wolny czas uzupełniano innymi nagraniami, najczęściej związanymi stylistycznie z prezentowaną na antenie główną płytą.

Przypadkowa nie była też długość audycji, najczęściej wynosząca ok. 40 lub 30 minut co odpowiadało długości przeciętnych pod względem czasu trwania płyt analogowych. W tym czasie płyty analogowe mieściły zapis muzyczny o długości ok. 20 minut na stronie. Płyty dłuższe rzadko przekraczały po 30 minut na stronie, gdyż dłuższy zapis nie był wówczas możliwy z powodu ograniczeń technicznych produkcji winyli (ale były płyty, które już wtedy były dłuższe np. albumy GENESIS).

Realizując założenie, że są to audycje dla fonoamatorów nie tylko dzielono nagrania w audycji, ale także bardzo precyzyjnie informowano o każdej prezentowanej w audycji płycie. Dane te obejmowały nazwę wykonawcy, tytuł płyty, niekiedy jej numer katalogowy, spis utworów z każdej strony płyty (w wersji angielskiej i polskie tłumaczenia), czas jej trwania. W większości wypadków podawano także podstawowe informacje o danym wykonawcy, stylu muzycznym jaki uprawia, a także o okolicznościach powstania przedstawianej płyty.

Niestety nie zawsze takie słowne informacje były aż tak sielankowe. Zdarzało się też wypadki, że tytuły były podane przez spikera lub autora audycji zbyt szybko i tylko po angielsku, co w wielu wypadkach uniemożliwiało ich poprawny zapis. Często też polskie tłumaczenia tytułu płyty i utworów pozostawiały wiele do życzenia. Ja te zapowiedzi nagrywałem najczęściej na drugim magnetofonie (nieśmiertelnej MAJI) na starej taśmie, aby nie marnować nowej kasety przeznaczonej na nagrania. Po zakończeniu audycji spisywałem te dane w specjalnym zeszycie wraz z dokładna datą audycji.

Nikt wtedy w Polsce nie zastanawiał się nad tym, czy prezentowanie w Polskim Radio całych płyt jest legalne. Prezentacja całych płyt w Polskim Radio wówczas była czymś tak naturalnym, że nikt nawet nie zastanawiał się nad tym problemem a przyzwolenie władz komunistycznych na taką działalność było rodzajem państwowego piractwa. W krajach świata Zachodu aby posłuchać sobie całej płyty, trzeba było kupić płytę winylową, a w Polsce okresu PRL wystarczyło kupić sobie radio. Z drugiej strony, bez tych prezentacji radiowych, nie istniałby obecnie w Polsce rynek płytowy, w którym ważną rolę odgrywa pokolenie 40.-50-latków kupujących płyty z dawną i nowszą muzyką.

Zawsze pazerne na zyski wielkie koncerny muzyczne ciągle biadolą nad spadkiem sprzedaży muzyki i tak było także w 1980 roku. Wtedy największym problemem ludzi z branży było zjawisko przegrywania płyt na taśmy magnetofonowe przez fanów w domach. Dobrze że biedacy jeszcze wówczas nie wiedzieli że zostanie wynaleziony Internet i sieci P2P, bo ze zgryzoty odgryźliby sobie własne nienasycone tyłki. A przecież wille z basenami są takie drogie w utrzymaniu, a luksusowe limuzyny zawsze były drogie, nie mówiąc już o nowoczesnych sportowych blikach.

Zwierzania fana z upodobań przeszłości

Byłem początkującym fanem, więc nie miałem w pełni sprecyzowanych gustów, ale najbardziej do serca przypadła mi od początku zachodnia muzyka rockowa. Jakoś tak się stało, że ani wówczas – poza małymi wyjątkami – ani obecnie, nie interesuję się szerzej wykonawcami polskimi, stąd wtedy nie nagrywałem ani wtedy ani obecnie nie kupowałem zbyt wielu płyt z polskim rockiem. Wśród tych wyjątków jakie mogłem wówczas zaakceptować byli tylko niektórzy wykonawcy np. SBB, BREAKOUT, NIEMEN, PERFECT, MAANAM, KASA CHORYCH i niektóre płyty np. „The Most Beautiful Day” EXODUS.

Istniejącej i propagowanej przez oficjalne czynniki ówczesnej polskiej muzyki rozrywkowej żaden prawdziwy fan rocka po prostu nie mógł słuchać, bo nie dało się jej słuchać, a płyty pewnych starszych polskich dobrych zespołów czy wykonawców np. KLAN – „Mrowisko” nie były wznawiane, więc mało kto je znał, a innych nowych np. BRYGADA KRYZYS nie prezentowano w radiu, więc byli szerzej nieznani. Czas boomu polskiego rocka miał dopiero nadejść, choć jego źródło już istniało w postaci częściowo sterowanej przez władze i posłusznych jej dziennikarzy Muzyki Młodej Generacji i kiepskich zespołów w rodzaju MECH.

W przeciwieństwie do większości fanów z mojego pokolenia, od początku swej fascynacji muzyką rockową interesowałem się głównie zachodnią muzyką rockową, a stylistycznie muzyką charakterystyczną dla poprzedniej dekady. Najbliżsi muzycznie i duchowo byli dla mnie wówczas wykonawcy z nurtu określanego progresywnym rockiem, w tym oczywiście wszyscy wielcy klasycy tego gatunku, więc PINK FLOYD, YES, GENESIS, EMERSON LAKE & PALMER. Z tego powodu nie całkiem podobała mi się twórczość wykonawców z nurtu nowej fali dominującej na przełomie lat 70./80. a całkowicie obce mi były dominujące później nurty w rodzaju new romantic i innej plastikowej muzyki. W dużym stopniu wynikało to z ogromnego „głodu” na taką muzykę, gdyż była ona dla mnie wciąż bardzo trudno dostępna.

Wśród tej nowej wówczas muzyki byli jednak wykonawcy, którzy podobali mi się chociaż trochę, niezależnie od stylu jaki reprezentowali, np. SEX PISTOLS, IRON MAIDEN, JOY DIVISION, THE POLICE, TALKING HEADS, THE CURE, MOTORHEAD. Ale prawda jest taka, że obecnie cenię ich bardziej niż w czasach gdy była to nowa muzyka a ja sam byłem młody.

Damian Recław

ciąg dalszy nastąpi…

————————————————————————————————————————————

O Autorze

O sobie mogę powiedzieć, że udało mi się zrealizować wiele z tego co w młodości planowałem. Skończyłem studia historyczne na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (1989), studia podyplomowe z zakresu muzealnictwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie (1993), pracowałem w kilku szkołach, a od 1988 r. pracuję w Muzeum w Gliwicach. Od 2003 r. jestem kierownikiem Działu Historii i dokumentacji Mechanicznej, a także kierownikiem Zamku Piastowskiego i redaktorem wydawnictw naukowych Muzeum. Prywatnie interesuję się kulturą popularną a zwłaszcza muzyką i filmem.