Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem… Tak rozpoczyna się poemat, w którym Allen Ginsberg ukazuje, jak otaczający go świat dąży do samozniszczenia. Była połowa lat pięćdziesiątych, Ameryka, czasy bitników… Dziś warszawska, punkrockowa petarda, która nazwała się tak, jak tytuł tego wiersza – Skowyt, na debiutanckiej płycie Achtung, Polen! diagnozuje polską współczesną rzeczywistość. Jego wizja nie jest grzeczna ani optymistyczna. Dostaje się wszystkim. Od polityków po buntowników. Od patriotów po wrogów, którymi, jak się okazuje, jesteśmy dla siebie my sami.
Achtung, Polen! to wyładowana po brzegi dynamitem bomba. Tekstowa i muzyczna. Piorunujące skrzyżowanie punkowej zadziorności z rockową mocą jest idealnym nośnikiem dla tekstów, w których z każdego słowa wyziera rebelia. Słowa są tu bowiem równie ważne, o ile nawet nie ważniejsze od samej muzyki.
Każdy utwór dotyka drażliwego tematu. Od obecności religii w życiu, przez pedofilię, rozliczenie z dawnymi wartościami, po fałszywie pojmowany patriotyzm.
Otwierający płytę, tytułowy kawałek od razu brutalnie wali glanem w twarz. To dramatyczne ostrzeżenie przed wrogiem, który nadchodzi zniszczyć nasz kraj i naród. Okazuje się jednak, że tym wrogiem jesteśmy dla siebie my sami. Skąd ten pomysł? No przecież wystarczy obejrzeć którekolwiek wiadomości…
W POKOLENIU CHUJ zespół rozlicza się z dawnymi prorokami, którzy “obrośli w tłuszcz”, rozmienili się na drobne i z bezpiecznych pozycji wieszczą komunały o tym jak powinien wyglądać świat. Dostaje się wszystkim: od Dżemu, przez Sojkę, po Sex Pistols i Cool Kids of Death. POKOLENIE CHUJ to dobitna odpowiedź dzisiejszych buntowników na to, co pozostało po manifeście Pokolenia Nic.
MIASTO WARSZAWA jest symbol zniewolenia. Kiedyś Dezerter śpiewał, że musisz być kimś. Czasy się zmieniły i teraz musisz być z kimś. Z jednymi albo z drugimi, ale zawsze przeciwko komuś.
W utworze JEZUS CHRYSTUS KRÓLEM POLSKI Skowyt z przerażeniem patrzy, jak ludzie używają krzyża niczym miecza, jak ideał staje się pretekstem, a miłość do bliźniego zmienia się w nienawiść.
JEST NAS DWÓCH jest wyzwaniem rzuconym Bogu. Próbą sprzeciwu i wyrwania się spod jego władzy. Co z tego, że skazaną na porażkę, kiedy samo jej podjęcie jest warte zachodu, bo to właśnie ona jest przejawem wolności.
ONA JEST NAZI to z kolei pieśń o budującej sile miłości, która ma moc burzenia wszelkich barier. To jedyny pozytywny akcent na płycie, wydaje się więc, że Skowyt tylko w niej widzi remedium na wszechobecne zniewolenie, ogłupienie i zakłamanie.
Choć to, o czym Skowyt śpiewa nie napawa optymizmem, ich muzyka to petarda naładowana czystą, pozytywną energią. Utwory opierają się na ostrych riffach, wspieranych przez mocarną sekcję. Brudne, garażowe brzmienie przywodzi na myśl The Stooges, a w momentach przyspieszenia Skowyt niemal dogania Moskwę, która kiedyś określana była najszybszym zespołem w tej części Europy.
Skowyt to bunt w postaci krystalicznej. Swoje brzmienie określa mianem naćpanego Dylana pogującego na koncercie Sex Pistols, a o płycie mówi, że powstała z nienawiści do polskiego rocka. Buntuje się przeciwko wszystkiemu, ale na szczęście nie wpada w mentorski ton tego, który wie. Nie wchodzi w rolę Wujka Dobra Rada, tylko wali po mordzie i zmusza do zadawania sobie pytań. Bo odpowiedź każdy musi znaleźć sam.
Znakomita, hałaśliwa płyta, która dzięki potężnej dawce energii i brutalnie szczeremu przekazowi ma szansę obudzić tych, którzy wierzą w to, co pokazuje telewizja.