Co? Idziesz na tych pedałów? – zapytał Makak. – Idę – odpowiedziałem – Idę, bo ich lubię. No i poszedłem.
Odbyt mam cały. Wyruchali mnie najwyżej w uszy. Ale bez przesady. Było miło i tyle, bez specjalnych uniesień. Oszczędnie, ładnie, półakustycznie – półelektronicznie. I kurwa za krótko! No bo co to jest??? Koncert gwiazdy, który trwa godzinę i 15 minut??? Kpiny??? Sytuacje porównałbym do wizyty w ekskluzywnej restauracji – dobrze zjesz i mało – ale za to dużo zapłacisz. I tak też było na występie Air. Na scenie fortepian, korgi, moogi, garki, gitarki i trzej panowie w białych koszulach – dwóch z Air + perkusista. I dobrze, że były żywe gary. Nieco przytłumione, delikatne ale o niebo lepsze niż sztuczne. I wizualnie to lepiej wyglądało. Początek koncertu – akustyczny. Potem coraz więcej elektroniki i przede wszystkim – utwory muzyczne. Piosenek było mniej. A co było? Napalm Love, Cherry Blossom Girl, Venus, Hell of the party, People in the city, Sexy Boy, Kelly Watch the Stars. No, może w nieco innej kolejności niż wymieniłem. Ludzi od zajebania. I było na prawdę nieźle. Ale z tej restauracji wyszedłem głodny…niestety…
liczba komentarzy: 4
dfer
17 mar, 2009
Cóż, jak każdy dziennikarz, sfrustrowany autor pobluzguje na swoim blogu. Degeneracja… Przykro mi to oglądać. Nie dlatego, że jest wulgarno, ale dlatego, że na siłę i bez sensu. Czas odejść na emeryturę, panie rzeźniku co i mnie może rżnąć…
tralfamadore
15 paź, 2008
przeczytałem ten text, bo chciałem się dowiedzieć czegoś o koncercie grupy air. dowiedziałem się, że:
konkretnie
- grali 7 października w warszawie
- koncert trwał 75 minut
- wystąpiło trzech muzyków ubranych w białe koszule (w tym jeden perkusista)
- na początku było akustycznie a potem zespół zaczął używać instrumentów elektronicznych
- podczas koncertu dominowały utwory bez wokalu
- na widowni był tłok
niekonkretnie (gdy autor używa określeń nieprecyzyjnych bądź subiektywnych)
- koncert był oszczędny i ładny
- autor na scenie zauważył jakieś instrumenty
- perkusja była chyba źle nagłośniona
z tego textu wynika że jego autor:
- zna się z jakimś makakiem (może z makakiem wanderu, bo ten podobno “sprzedawany był także jako zwierzę do towarzystwa”)
- jest tolerancyjny w sprawie upodobań seksualnych
- lubi grupę air
- nie ma żadnych problemów z defekacją (tego akurat dowodzi cały text)
- przedkłada ilość (tu długość) nad jakość
- preferuje dworcowe hamburgery (dużo i tanio)
- woli żywe gary od sztucznych (bo lepiej wyglądają!)
- nie uważa piosenek za utwory muzyczne
- ma kłopoty z pamięcią (nie jest pewien kolejności utworów prezentowanych podczas krótkiego koncertu, na którym był kilka dni wcześniej)
- jest w gruncie rzeczy usatysfakcjonowany koncertem
- czuł po nim niedosyt (a może stał w foyer, jarał fajki i gadał z kimś zamiast słuchać zespołu? no bo skoro nie pamięta kolejności utworów…)
jak widać lista rzeczy, których można dowiedzieć się o autorze tego textu jest dużo dłuższa niż tych, które dotyczą jego tematu. czy mamy w takim razie do czynienia z formą autoterapii? może autor traktuje megatotalowy blog jak lecznicę, w której może się leczyć wylewając kubły żółci na niczego nie spodziewających się czytelników?
ja to chyba dzięki
a ciekawe co na to redakcja
Panie Kafka. Panie K. Pan sie obudzi. nikt Panu żadnego procesu nie wytoczył. Nie ma się Pan czego bać. A może Pan się w nocy moczy? Naprawdę lepiej iść do doktora niż chlapać fekaliami na lewo i prawo. Może nawet nie trzeba będzie łykać tabletek, może wystarczy szczera rozmowa.
życzę zdrowia. naprawdę
marcur
14 paź, 2008
Jeśli to jest język dziennikarski.. to ja przepraszam. To tak jakby obłożyć jabłko cuchnącym mięsem. Nikt jabłka nie dojrzy ani nie skosztuje.
SOUL
13 paź, 2008
A czy nie można trochę mniej wulgarnie? Fe okropieństwo!!!!!!!!!!!!!