Kilka lat temu Kasia i Artur Szuba postanowili zatrzymać w kadrze pamięci ludzi i wydarzenia muzyczne lat osiemdziesiątych. Pociągnęli za języki swoich znajomych, wśród których znalazły się postaci ważne dla polskiej muzyki wówczas i dziś. Tak powstał cykl wywiadów traktujących o muzyce tamtych lat, a zatytułowanych razem “Gdzie oni są?” Miała z tego materiału powstać książka, ale różne względy uniemożliwiły jej wydanie. Całość, po latach, po raz pierwszy światło dzienne ujrzy w megaZinie dopiero teraz. Stąd wiele faktów, informacji i zapowiedzi jest już dziś nieaktualna. Postanowiliśmy je jednak zachować, by pokazać kontekst tych wszystkich rozmów.
.

Wywiad zamieszczony poniżej to demo właściwego tekstu, który po redakcji i aktualizacji znajdzie się w książce “Gdzie oni są”, której wydanie sfinansowane zostanie przez Fanów MegaTotal.pl. Jeśli chcesz być jednym z nich, kliknij tutaj.

Mikołaj Lizut, lat 30, dziennikarz “Gazety Wyborczej”, autor książki “Punk Rock Later”, który podrywał dziewczyny “na muzykę”.

mikolaj_lizut_page

Foto z archiwum Mikołaja Lizuta

Jesteś autorem słynnej już książki “Punk Rock Later”, skąd akurat taka tematyka? Dlaczego taki, a nie inny dobór zespołów?

Historia powstania tej książki jest trochę od czapy. Ja najpierw robiłem wywiady do “Gazety Wyborczej” nie myśląc o tym, że będzie z tego książka. Wybierając bohaterów starałem się, by byli choć trochę rozpoznawalni przez szerszego czytelnika, żeby to nie była jakaś hermetyczna historia. Później, gdy już wiedziałem, że to się zbierze w książkę, to starałem się uwzględnić tych, którzy wciąż jeszcze grają.

Oczywiście, to kryterium też się nie sprawdziło, bo np. zespół Moskwa, o którym wspomniałem jedynie we wstępie reaktywował się, nadal działa i powinien się jak najbardziej w “PRL-u” znaleźć. Są teraz w związku z tym dwa pomysły, albo ta książka się rozszerzy o te zespoły, których brakuje (może uda mi się namówić Zygzaka, żeby reaktywował TZN-Xennę, bo bardzo bym chciał, żeby zagrał w tej drugiej edycji “PRL-u”), albo po prostu napiszę drugą część.

Zespoły, o których piszesz swój “złoty okres” przeżywały w latach 80-tych, czy bliskie są ci tamte czasy?

Muzyka w latach 80-tych była główną osią, względem której przebiegały wszelkie stosunki społeczne młodych ludzi. Za pomocą pytania: “Czego słuchasz?”, dało się określić człowieka. Doszedłem do wniosku po rozmowach, na przykład z ojcem, że pokolenie ludzi urodzonych w latach, powiedzmy 40-tych, takim podstawowym kryterium oceny człowieka był film. Sądzę, że dla mojej generacji jest nim muzyka. To już się skończyło. Teraz tych kryteriów jest znacznie więcej.

Lata 80 charakteryzowały się właściwie tym, że niczego nie było. Tej muzyki właściwie też nie było, choć paradoksalnie, chyba właśnie dlatego znaliśmy jej tak dużo. Przez to, że była trudno dostępna, że musieliśmy kopiować płyty, tak bardzo ją ceniliśmy i szanowaliśmy. Najdziwniejsze jest to, że było z nią wtedy jak z footballem. Były bardzo ostre kryteria jeśli chodzi o dobieranie się ludzi w pewne grupy. To, że słuchało się jakiegoś obciachowego bandu skreślało cię w oczach towarzystwa.

A czego ty wtedy słuchałeś?

Jak to czego? Punk rocka!

A dokładniej? Na jakie koncerty chodziłeś? Jakie płyty stały na twojej półce?

Wtedy zespoły punkowe nie wydawały właściwie płyt. Były co prawda takie ewenementy jak czarna płyta Brygady Kryzys, ale jej nigdy nie miałem i nie mam zresztą do dziś, ale miał ten analog mój sąsiad. Na moim podwórku płyty winylowe mieli wtedy fani takich kapel jak Pink Floyd czy Genesis. Fani punka, tak jak ja, musieli zadowolić się kasetami kopiowanymi po dziesięć razy.

Jak zdobywaliście te nagrania? Przecież polskiego punk rocka nie puszczało się wtedy w Trójce.

Jak ja słuchałem tej muzyki, to była druga połowa lat 80, a wtedy działała już Rozgłośnia Harcerska i tam tej muzyki było coraz więcej. Choć nie było to oczywiście zjawisko powszechne, zwłaszcza, że rozgłośnia ta lansowała tak zwany rock harcerski, choćby Sztywny Pal Azji. Mnie to specjalnie się nie podobało.

Muzykę kombinowało się od kolegów, przegrywało na kasety. Szczytem marzeń wtedy był magnetofon dwukasetowy. Był zajebistym gadżetem, który pozwalał kopiować kasety dwa razy szybciej, na double speedzie. Dystrybucja takich kaset była niezwykle szybka. Istniał np. na scenie gdańskiej zespół Dr Hackenbush, grali takie rock’n’rolliki. Raz dla jaj zagrali koncert z przeróbkami różnych rock’n’rollowych standardów na bardzo wulgarne piosenki. To był tylko jeden koncert! Ktoś na Grundigu go zarejestrował i za chwilę miała to cała Polska. Podobnie było z KSU i całą plejadą punkowych sław.

W tamtym okresie słuchałem również dużo zachodniej muzyki. The Clash, to taki najbardziej istotny dla mnie zespół, do tej pory ich lubię. W Polsce paranoja polegała na tym, że właściwie była jedna stacja – “Trójka” i doszło do tego, że polskie gusty muzyczne całej generacji kreowało trzech prezenterów: Kaczkowski, Niedźwiedzki i Beksiński. Jako ciekawostkę dodam, że na początku lat 90-tych byłem w Stanach i na Florydzie wszedłem do czegoś na kształt klubu ze striptizem. Taki podły, mały lokal, ale co istotniejsze, grał tam nikt inny jak grupa Kansas. Zespół, który tak wychwalał i promował Piotr Kaczkowski, w Stanach był jakąś tam kapelką grającą w podrzędnych klubach. U nas wszyscy piali z zachwytu, że to jest jakaś megagwiazda, a okazało się, że to jacyś kotleciarze.

I do takich właśnie sytuacji dochodziło bardzo często. Podobnie jak wielka kariera zespołu Budgie w Polsce, a kompletnie nie znanego na zachodzie. To była kwestia “żelaznej kurtyny” i tego, że całą zachodnią muzykę dobierało kilku gości z Trzeciego Programu Polskiego Radia.

Jakaś anegdota obrazująca tamte lata?

Wszystko kręciło się wokół muzyki. Anegdot można by opowiadać dużo, bo wszyscy się znali wtedy na muzyce, tak jak teraz każdy ma coś do powiedzenia na temat polityki. Każdy się mądrzył. Pamiętam, że to był przede wszystkim super bajer na panny. To jak się wyglądało, to czego się słuchało. Kaczkowski i Beksiński wtedy lansowali dużo rocka progresywnego i to się dziewczętom bardzo podobało, bo to było wtedy takie mądre i przeintelektualizowane i te panny w okularach to uwielbiały. Pamiętam takich mistrzów świata, którzy potrafili wymienić dyskografię zespołu King Crimson od tyłu. Oni się też inaczej ubierali niż my.

Oni, wy, a jak wyglądał Mikołaj Lizut w tamtych latach?

Chodziłem w rumunach i spodniach podwiniętych do łydek. Obowiązkowe były wszędzie powpinane agrafki, no i postawione, natapirowane włosy. Przez krótką chwilę miałem nawet irokeza.

Żyłeś tylko punk rockiem?

Nie, zawsze słuchałem dużo Rolling Stonesów, poza tym znałem dużo różnej muzyki przez te wspomniane już kobity. Siłą rzeczy znałem dużo rocka progresywnego.

Istniały również inne subkultury…

I nie sposób też pominąć, że były one w latach 80 czymś naprawdę niezwykłym. Ta ogromna potrzeba identyfikacji z grupą. Powstała wtedy np. subkultura depeszów. Tylko u nas, nigdzie na świecie nie miało to przecież miejsca. Pamiętam, choć byłem jeszcze wtedy małym chłopcem, że zaistnieli także popersi, czyli fani muzyki new romantic. Nosili takie śmieszne grzywki.

W Nowej Hucie, zdaje się, doszło do takiej poważnej awantury między popersami a punkowcami, gdzie się normalnie strasznie tłukli. Świętej pamięci Grzegorz Ciechowski, kompletnie nic z tego nie rozumiał, chociaż sam przez pewien czas nosił taką fryzurę. Z czasem ostrość tych sporów o muzykę zacierała się, przestały być takie ważne, ale w latach 80, były ogromnym problemem, niczym dzisiejsze spory polityczne.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Katarzyna Andrzejewska