W miniony piątek wybraliśmy się do warszawskiej „Grawitacji” na spotkanie zatytułowane „Białoruś okiem studenta”. Ważna sprawa! A i dobra muza. Why not? Nuda Panie w mieście Warszawa, to idziemy…
Ogłoszenie na stronie www.wolnabialorus.pl brzmiało: „Ostatnie wydarzenia na Białorusi przypomniały całej Europie jak wygląda życie w kraju rządzonym przez dyktatora. Sfałszowane wyniki wyborów oraz represje wobec opozycji pokazały prawdziwe oblicze Aleksandra Łukaszenki. Warto jednak także opowiedzieć o życiu osób, które zostały ukarane za udział w demonstracjach. Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Warszawskiego razem z zaprzyjaźnionymi studentami z Białorusi oraz Klubokawiarnią Grawitacja zaprasza na spotkanie poświęcone bieżącej sytuacji na Białorusi. Postaramy się pokazać jak wygląda życie w tym kraju z perspektywy studenta – jak młodzi ludzie walczą o wolność słowa oraz jakie są tego konsekwencje. W ten sposób pokażemy naszą solidarność z białoruską opozycją.”
Spotkanie dopełniły: projekcja filmu „Muzyczna Partyzantka” Mirosława Dembińskiego, opowiadającego o białoruskiej scenie rockowej, wystawa prac młodych artystów oraz koncerty zespołów: Dali (BY) oraz Skowyt (PL).
O części spotkania tej mądrej, szlachetnej, jaką jest walka o wolną Białoruś nie będę się rozpisywać. Absolutnie jestem całym sercem za tymi ludźmi walczącymi o wolność słowa i poglądów. Zakupiłam płytę, dałam pieniążek na ten cel, przeczepiłam wstążkę z flagą w klapę i słuchałam wypowiedzi studentów. No mają problem z pewnością. Ale jak student mi mówi o tym, że opuścił dwa tygodnie zajęć i go wyrzucili z uczelni, a on obwinia o to reżim Łukaszenki to… kurde!!! No więc zakończę tutaj tę część wieczoru. Ale podkreślę na koniec bardzo mocno – jestem całym sercem ZA! ZA! ZA! Za tym, żeby właśnie młodzi ludzie się zebrali i nakopali Łukaszence do dupy!!!!
Wróćmy do muzycznej części tego wieczoru. Było przepięknie!!! Zespół Dali z Białorusi totalnie mnie zaskoczył. Energia! Dużo energii… od samego początku do końca. Nie wiem z czym, kim ich porównać. Ja słyszałam trochę Red Hot Chili Peppers, ale jak powiedziałam o tym na głos, zostałam wyśmiana. Nie wiem więc z czym ich ugryźć, ale łyknęłam to od samego początku do końca. I to zarówno na żywo pod wpływem ukraińskiego (!) piwa, jak i teraz, pisząc to i słuchając muzyki z ich www. Polecam jako ciekawostkę :) Gdyby nie to, że u wokalisty słyszy się naleciałości ze wschodu, za cholerę nie powiedzielibyście, że zespół w jakikolwiek sposób odstaje od „tych znanych i lubianych”. Trzymam za chłopaków kciuki! Płytkę zakupiłam, autografy wydębiłam – na półeczce stoi w archiwum.
Ale byłabym kłamczuchą okrutną, gdybym napisała, że cały wieczór był równie świetny – przecież ja przyszłam na SKOWYT!
No i się doczekałam… Ona jest NAZI! Jedna z piosenek mojego życia, o której już wcześniej popełniłam felieton! Skowyt!!! Chwilę przed samym koncertem rozmawiałam z chłopakami i Ługi (voc) powiedział, że obawia się troszkę tego występu. „Zawsze gramy dla młodzieży, starszej, młodszej, ale młodzieży, tej rock’n’rollowej… wiesz, dla wariatów, a tu taka wzniosła sprawa. Nie wiem czy to się uda, ale jesteśmy tu i zagramy tak jak gramy zawsze.” Nie wiem co to znaczy „jak zawsze”, bo nie miałam okazji nigdy (moja wina!) uczestniczyć w widowisku koncertowym Skowytu – kompletnie nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
Natychmiast zasiadłam w pierwszym rzędzie, gdzie jeszcze przed chwilą Dali pakowali swoje wiosła. Janek walnął w bębny i nie dość, że natychmiast miałam mokre spodnie od rozpryskującego się piwa wokalisty, to (o losie!!!) miałam 15 lat mniej!!!
Chłopaki zaczęli od „Jest nas dwóch”. Pierwsza linijka tekstu, a ja już skaczę pod sceną. Ja i wszyscy, którzy dali radę wytargać się zza krzesełek. (Zapraszam do galerii zdjęć – sami zobaczycie). I wiecie co się stało? Skakałam tak jak wariat, a skakałam. Zupełnie nie myśląc o tym, że mój biust jest w stanie wybić mi zęby. Wyskakałam tak niestety tylko 6 kawałków i po raz kolejny Nazi na bis. W tym momencie niestety skończyła się demokracja… klub znajduje się w budynku mieszkalnym, w którym obowiązuje cisza nocna od 22.00. Koniec! Ta demokracja uratowała moje zęby i na pewno uchroniła przed stanem przedzawałowym. :) Ale co się wyskakałam to moje!
Zanim zakończę, muszę jeszcze słowo o tym, co znaczy zwrot „nieprzewidywalne koncerty” zespołu Skowyt. Tak się reklamują i nie kłamią. To, co wyprawia Ługi, trzeba zobaczyć. Tego się nie da opisać :) Jedna tylko rada: nie stawiajcie piwa na stoliku w pobliżu sceny. Ługi złapie, łyknie, roztrzaska butlę o podłogę, a potem się w tym wytarza :)
Skowyt prezentuje się w składzie:
WINCENT – BAS
JANEK – BĘBNY
AREK – GITARA
ŁUGI – WOKAL
A dla niewtajemniczonych na koniec dodam, że Janek oprócz nawalania w bębny robi i inne fajne rzeczy, np. udziela się w SP RADIO, w którym to prowadzi audycję „Rebeliofonia”. Zapraszam do odsłuchu!
Z muzycznym pozdrowieniem z samiutkiego centrum pogo,
Kasia Szuba
liczba komentarzy: 3
szuba
18 sty, 2011
wydaje cie sie:)
phenek
17 sty, 2011
Mi się wydaje, czy w tle za Skowytem grafika Aqualoopa?;)
Ali
16 sty, 2011
Przypłaciłem ten koncert zdrowiem. :/ Najpierw w samym środku pogo zabawiałem się bez koszulki (co widać na zdjęciu – tak, to ja :)) i spociłem jak – nie przymierzając – świnia, a potem w deszczu (niezbyt wielkim, ale deszczu) wracałem do domu. A teraz słowa z siebie wydusić nie mogę :/ Ale warto było, czekam na kolejny koncert!
I przepraszam jednocześnie chłopaków z Ryzyka (którzy też na MT swój zespół mają), bo miałem dzisiaj być na ich koncercie, ale tak jak mówię – choroba mnie załatwiła :/
Ale Skowyt rządzi! Miszcze! :)