Trzy lata to za mało, by robić podsumowania i pisać pamiętniki. Jednak na potrzeby TEGO portalu spróbuję popełnić niewymuszoną retrospekcję. Krypciochy będzie mało, a gdyby jej poziom przekraczał granice przyzwoitości, proszę o dosadne komentarze. No, dobra…

offensywa_02_page

Offsesje ruszyły pełną parą. Na początku organizowaliśmy je w studiu M3. Niektóre z nich odbywały się na żywo, w studiu emisyjnym. Tak było min. z występem The Car Is On Fire. Przyszli (jeszcze z Borysem Dejnarowiczem w składzie), rozstawili się w 10 minut i grzmotnęli. Pamiętam, że Krzysiek Halicz grał pałeczkami na… sflaczałej piłce do koszykówki. Dostaliśmy zresztą za tę offsesję ostry „opr” od realizatora, Michała Jakubika. I chyba miał rację. Nie powinniśmy, jakkolwiek dobrze zespół wypadł na antenie, zapraszać ich do studia, które nie jest przystosowane obsługi koncertów. M2 to przede wszystkim słowo. Goście i rozmowy na żywo – tak, muzyka i instrumenty – niekoniecznie. Wiedzieliśmy doskonale, że musimy się wynosić i to w podskokach.

Carsi zagrali w M2 ostatnią offesję na żywo. A później nastąpiła seria barwnych, muzycznych przygód związanych już z kolejnym offensywnym miejscem. W oddalonym o kilka metrów studiu M3 Artur Jóźwik zaczął realizować kolejne występy. Znakomity set zagrali Pink Freud, którzy zaimprowizowali w całości jeden z utworów. Dla Nich to bułka z masłem, my byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Pamiętam zamieszanie wokół offsesji Cool Kids Of Death. Wtedy jeszcze, umawiając się na nagrania, sugerowaliśmy wszystkim, żeby grali akustycznie. CKOD akustycznie?! Zdziwili się, ale nie odmówili. Tyle tylko, że materiał miał być nagrany samodzielnie w zespołowym studiu i przysłany do nas na płycie. Po raz pierwszy i chyba ostatni CKOD unplugged. Efekt? Zadziwiający. Piosenka „Hej, chłopcze” została podobno zarejestrowana przy użyciu wszelkiej maści zabawek, które wydają z siebie komiczne dźwięki, z zabawkami dziecięcymi włącznie.

Wracamy do M3. To właśnie tam po raz pierwszy spotkaliśmy się z zespołem Nell. Wydawało mi się, że są zbyt nieśmiali… Tyczasem okazało się, że większość z 5 piosenek nagrali za jednym podejściem. Bartek Księżyk brawurowo poradził sobie z wokalem. Po nagraniu „Zgaśnij księżycu” spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo z Arturem. Tak, to był murowany kandydat na Ich pierwszy singiel. A, że zdecydowali inaczej…

W pierwszej część wspomniałem o 22 września 2006 roku. Wynajęte w ostatniej chwili studio M5, ustawiane w pośpiechu mikrofony, a kilka minut później nagranie. Tak zaczynała się nasza przygoda z zespołem Muchy. To Im poświęcę kolejną część kombatanckiego pamiętnika.

Piotr Stelmach