Aby dotrzeć do miejsca przeznaczenia, gdzie robię to co najlepiej potrafię – muszę przejść przez skażoną strefę. Najpierw muszę wybrać którąś z dwóch wind – każda z nich jest skażona.
W tej z prawej – leci muzyka, która gwałci moją wrażliwość. Taka kupa, że aż klawiatura śmierdzi kiedy o tym piszę. I ta kupa wylewa się przez głośniki zanim dotrę na miejsce przeznaczenia. Wcale nie jest lepsza winda numer dwa. Z niej też leci kupa. Siła kupy. Mało tego, że zapaskudza mi podróż w górę to jeszcze w poprzek, bo napierdala w korytarzach. Trzeba zamknąć szczelne za sobą drzwi, żeby tego nie słyszeć. Potem – kiedy idziesz zrobić sobie kawy albo herbaty – przemykasz szybko żeby nie zostać skażony Kasią Kowalską albo Beatą Kozidrak. Obiad – wpierdalasz i słyszysz kupę. Jeść się odechciewa. To o pokoleniu wyje łysy gość z Kombii. Potem idziesz wysrać to co zjadłeś – a tu nawet w kiblu znów napierdala. Robert Gawliński. Kupa do potęgi. Śmierdzi już nie tylko z klawiatury ale i monitora. Myszka się nawet zesrała. Drzwi. Drzwi! Drzwiiiii!!! Cisza. Siła ciszy. Moja muzyka gra tylko w mojej duszy, w moich uszach, w moim domu. Cała reszta – to teren skażony. No właśnie – czy aby cała? Czy aby na pewno cała???