Kilka lat temu Kasia i Artur Szuba postanowili zatrzymać w kadrze pamięci ludzi i wydarzenia muzyczne lat osiemdziesiątych. Pociągnęli za języki swoich znajomych, wśród których znalazły się postaci ważne dla polskiej muzyki wówczas i dziś. Tak powstał cykl wywiadów traktujących o muzyce tamtych lat, a zatytułowanych razem “Gdzie oni są?” Miała z tego materiału powstać książka, ale różne względy uniemożliwiły jej wydanie. Całość, po latach, po raz pierwszy światło dzienne ujrzy w megaZinie dopiero teraz. Stąd wiele faktów, informacji i zapowiedzi jest już dziś nieaktualna. Postanowiliśmy je jednak zachować, by pokazać kontekst tych wszystkich rozmów.

Wywiad zamieszczony poniżej to demo właściwego tekstu, który po redakcji i aktualizacji znajdzie się w książce “Gdzie oni są?”, której wydanie sfinansowane zostanie przez Fanów MegaTotal.pl. Jeśli chcesz być jednym z nich, kliknij tutaj.

Grzegorz Kopcewicz „Butelka”, lat 41 lat, w latach 80 podpatrując Grzegorza Ciechowskiego tworzył swoje pierwsze kapele w toruńskim klubie „Od Nowa”


Twoje lata 80?

Zacznę od tego, że urodziłem się 11 grudnia 1963 roku i moja osiemnastka wypadła wiadomo kiedy. W dorosłość wprowadził mnie stan wojenny. Do końca życia zapamiętam ten dzień. Koledzy wychodzący z mojej „osiemnastki” nadziali się na czołgi, które właśnie jechały po ulicy pod prąd. Byli pewni, że to halucynacje, czy po prostu zwidy pijackie.

Dla mnie lata 80, poza tym, co działo się wtedy w kraju, czego nie dało się zlekceważyć w żaden sposób, to przede wszystkim toruński klub „Od Nowa”. Koncerty, sale prób, sprzęt nagłaśniający. Przez to właściwie cały ruch nowofalowy w Toruniu w ogóle zaistniał. Było nas około pięćdziesięciu, grających w różnych zespołach, w przeróżnych konfiguracjach. Była Republika, która właściwie wytyczała pewne szlaki, bo chłopcy byli najstarsi i muzycznie najbardziej zaawansowani.

Dzielnie się przypatrywaliśmy starszym kolegom i staraliśmy się ich naśladować. Każdy grał inną muzykę, ale nie da się zaprzeczyć, że jednak byli dla nas wzorcem najważniejszym. I to było dla nas dobre. Grzegorz Ciechowski posiadał tak wielką dozę intelektu, że rozmowa z nim była czystą przyjemnością i niezwykle dużo można było z niej wyciągnąć dla siebie, nie tylko wskazówek artystycznych, ale także życiowych. Oprócz tego, był to „gość z jajami”. Darzyliśmy go ogromnym szacunkiem.

W jakim zespole ty zaczynałeś?

Jeden z pierwszych zespołów w jakim grałem to SS-20. Nazywał się tak samo jak jedna kapela z Warszawy, z tym, że oni potem zmienili nazwę na Dezerter. Mogliśmy wtedy robić próby za darmo, za co musieliśmy raz do roku zagrać koncert dla „Od Nowy”. Takie koncerty odbywały się co weekend. I w jeden grała Republika, za tydzień Rejestracja, w kolejny np. Fragmenty Nietoperza.

Było właściwie tak, że codziennie widzieliśmy te same twarze na widowni. Ludzie przychodzili na koncert i dopiero przy wejściu pytali, kto dzisiaj gra. To było nasze miejsce spotkań, tu był inny świat, gdzie przychodziło się słuchać muzyki. „Od Nowa” to było miejsce kultowe. Jak teraz o tym myślę, to stwierdzam, że nie dość, że nie było innego takiego miejsca w Toruniu, to właściwie w całej Polsce było raptem kilka podobnych klubów.

Kiedy Waldek Rudziecki, który prowadził wtedy „Od Nowę” przeniósł się do Gdańska, to nagle wybuchła trójmiejska scena, a u nas automatycznie wszystko siadło. Jestem pewien, że to on skupiał wokół siebie tę całą energię i nadawał temu charakter. Obiecałem sobie wtedy, że jeżeli będę miał siłę i środki, to postaram się podobne działania tutaj prowadzić i prowadzę… Chyba. (śmiech).

Tymczasem umknęła nam kolejna dekada i co teraz?

Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jest zupełnie inna rzeczywistość. Teraz, żeby coś robić trzeba mieć pieniądze, to one wyznaczają możliwości. Wtedy wystarczyły chęci i dobre pomysły. Obecnie myślimy w zupełnie innych kategoriach. Muzyka rockowa przestała już być głosem pokolenia, jak było w naszym przypadku. Mam 17-letniego syna i wiem, czego on słucha, wiem, jaka jest muzyka jego pokolenia. Oczywiście się z tym zgadzam, tak samo jak mój ojciec zgadzał się z tym, że on słuchał jazzu, a ja rocka.

Kiedyś ludzie spotykali się, żeby słuchać muzyki, a towarzyszył im alkohol. Teraz ludzie spotykają się by imprezować, a muzyka leci w tle. Zgadzasz się z tą opinią?

Tak, to prawda. W „Od Nowie” działał klub płytowy, gdzie ludzie przynosili płyty analogowe i te płyty gremialnie się tu odsłuchiwało. Rzeczywiście był to powód, dla którego fani się tu spotykali. To, co działo się przy okazji, to już zupełnie inna historia, ale faktem jest, że gwiazdą wieczoru była zdobyta płyta ulubionego zespołu.

Co się dzieje w „Od Nowie” obecnie, kiedy nie ma już wspomnianej Republiki czy Rejestracji?

Największa różnica polega na tym, że tutaj nie ma już prób i ten klub nie ma swoich zespołów i chociaż organizuje ponad sto koncertów rocznie, ma dwie osoby na etacie. Jest to więc nadal ewenement, że to w ogóle funkcjonuje, ale najważniejsze, że funkcjonuje. Mamy gdzie zagrać i to jest istotne. Są dwie sceny, więc ci, którzy przyciągają mniejszą liczbę słuchaczy grają na mniejszej.

Działa to wszystko między innymi dzięki kierownikowi tego klubu Maurycemu Męczekalskiemu, który pracuje już tutaj od kilku ładnych lat i uważam, że jest jednym z lepszych na tym stanowisku. Próby przeniosły się do małych wynajętych salek na terenie Torunia. Wynika to z tego, że w klubie nie ma piwnic, nie ma żadnego wyciszenia. Kiedyś „Od Nowa” była w innym miejscu, na Starym Rynku, były piwnice, grube mury i można było nawalać do oporu.

Czy lata, o których rozmawiamy miały jakiś istotny wpływ na to, czym zajmujesz się obecnie?

No pewnie, to właściwie konsekwencja tego, co wtedy się działo i czego się nauczyłem. Jako młody chłopak przyglądałem się Rudzieckiemu i wiedząc, że nie jestem talentem muzycznym, który zrobi zawrotną karierę, zastanawiałem się, jakie miejsce mam zająć w tym wszystkim.

Teraz, co prawda krzyczę sobie w zespole metalowym „Butelka”, ale prowadzę też wytwórnię fonograficzną „Black Bottle Records”, która wydała już kilkanaście płyt, produkuję razem z kolegą Wojtkiem Budnym program „Muzyczny Kram” promujący toruńskich muzyków i prowadzę studio nagrań w podziemiach Dworu Artusa, w którym dawniej był klub „Od Nowa”. Organizuję też koncerty rockowe – ostatnie większe przedsięwzięcie w tym kierunku, to koncerty pamięci Grzegorza Ciechowskiego.

Rozmawiał Artur SZUBA
Foto: Katarzyna Andrzejewska