Zakładał Maanam i Grupę w Składzie:. Grał w Osjanie i Drum Freaks, m.in. z VooVoo, Izraelem, Deuterem i Donem Cherrym. Człowiek legenda. Milo Kurtis. W najbliższy poniedziałek gościnnie wystąpi z muzycznym kolektywem terenNowy.live. Przed koncertem opowiedział nam między innymi o tym, czym tak naprawdę jest improwizacja.

Potocznie improwizacja kojarzy się z dowolnością i brakiem reguł. Czy faktycznie muzyka improwizowana nie rządzi się żadnymi zasadami?

Jest wiele różnych typów improwizacji. Jest też taka, która się rządzi brakiem reguł. Ja jednak nie umiem tak improwizować. W jazzie, muzyce etnicznej, czy afrykańskiej improwizacja oparta jest na jakiejś bazie: skali, harmonii, podziałach czyli rytmie. Często improwizuje się grając na bębnach. Ale trzeba to robić w pewnym rytmie. Wielu ludzi uważa, że na przykład we free jazzie nie ma żadnych ograniczeń i można robić co się chce, podczas kiedy moim zdaniem to bardzo logiczna muzyka. To samo dotyczy muzyki arabskiej, czy hinduskiej. Właśnie taka improwizacja mi odpowiada. Improwizacja ma sens tylko wtedy, gdy posiada ograniczenia.

Co jest potrzebne do wykonywania muzyki improwizowanej? Trzeba mieć do tego jakieś predyspozycje, czy uprawiać może ją każdy?

Do tego, żeby improwizować przede wszystkim trzeba mieć otwarty umysł. Potrzebne są też pewne indywidualne predyspozycje. Świadczy o tym fakt, że na przykład wielu muzyków, którzy studiują klasyczną muzykę w konserwatoriach, nie jest w stanie improwizować. Potrafią tylko wykonywać muzykę napisaną. Albo samemu komponować i też grać tylko to, co skomponowali. Ale z drugiej strony mało jest na świecie takich ludzi, którzy się rodzą z talentem, który bez umiejętności grania pozwala im improwizować.

Uważam, że najlepszymi improwizatorami są ludzie, którzy mają ten dar, a jednocześnie posiadają wykształcenie muzyczne. Wszystko jedno, klasyczne europejskie, czy hinduskie. Taki Ravi Shankar na przykład, nie mógłby grać tych wielkich improwizacji, nie znając klasycznej muzyki hinduskiej. Wiedza muzyczna bardzo wspomaga improwizację. Żeby więc improwizować, trzeba dużo, dużo wiedzieć. A jeśli ktoś ma wiedzę muzyczną i jest świadomy co chce improwizować, to w ogóle nie ma z tym problemu.

Improwizacja istnieje poza czasem. Mozart improwizował, Bach improwizował. Jedyne, co się zmienia to dostępność instrumentów. Gdy my działaliśmy na przełomie sześćdziesiątych i siedemdziesiątych musieliśmy grać na jakichś Regentach i Vermonach, enerdowskim i czechosłowackim sprzęcie, a zdobycie bębna, nie mówiąc już o djembe, to był naprawdę sukces. Teraz jest dużo łatwiej.

Jak wyglądała pańska droga do improwizacji?

Ja improwizuję gdzieś od dwunastego roku życia, dziesiątego może. Moja mama była śpiewaczką operową, więc nie improwizowała. Moja siostra była skrzypaczką klasyczną, starała się więc improwizować, ale jej nie wychodziło. Tymczasem ja ledwo dostałem jakiś instrument, od razu zaczynałem na nim improwizować. Zawsze przychodziło mi to z łatwością i nigdy nie miałem z tym żadnego problemu. Nie musiałem się więc tego uczyć i nigdy do improwizowania nie muszę się przygotowywać.

Całe życie jestem związany z improwizacją i nic wyjątkowego dla siebie w tym nie widzę. Być może dlatego, że po prostu umiem to robić. A dlaczego umiem? Tego nie wiem. W boga nie wierzę, uważam więc, że to natura mnie tak wyposażyła. Jednych wyposaża a drugich nie. Tak po prostu jest.

Grupa w Składzie:, którą założyłem, była pierwszą improwizującą grupą w historii Polski, pierwszym polskim zespołem hippisowskim. Potem był Osjan, czy Drum Freaks. Przecież pierwszy Maanam to był zespół improwizujący od początku do końca. Marek grał na gitarze, a ja na sitarze i na buzuki. (Nazwa zespołu pochodzi od inicjałów założycieli grupy – M and M, czyli Milo i Marek. Przyp. red.). Niedawno odnalazły się taśmy z naszymi starymi nagraniami i padła propozycja, żeby ten materiał wydać.

Jak Pan ocenia warunki do uprawiania muzyki w Polsce?

Polacy to utalentowany muzycznie naród. Wiem, że zaprzeczam niektórym ludziom, ale to prawda. Jest tylko jest jeden problem – edukacja muzyczna w Polsce jest tragiczna. Ja na przykład, jak chodziłem do podstawówki to miałem obowiązkowe wychowanie plastyczne, wychowanie muzyczne i tak dalej. A teraz? Polacy nie umieją swojego hymnu zaśpiewać.

W dużych miastach w szkołach jeszcze jakoś to wygląda. Najgorzej jest w mniejszych miastach, miasteczkach i wsiach. Na szczęście istnieje disco polo. Ja jestem wielkim fanem disco polo. Mówię poważnie. Kiedy w połowie lat dziewięćdziesiątych przyjechałem do Polski po kilkunastu latach niebytu, nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. Nastawiłem Polsat i trafiłem właśnie na disco polo. Zobaczyłem, jak dziesiątki tysięcy ludzi tańczą i byłem zaszokowany. Pozytywnie. Nie formą muzyczną, bo tam muzyki nie ma. Tym, że te dziesiątki tysięcy ludzi w tych gminach, na wsiach i tak dalej, wreszcie zaczęły klaskać i tańczyć do rytmu. Poza tym wiedziałem, że jak jest takie disco polo, dosyć prymitywna muzyka, to wiadomo, że się rozwinie. No i przeszła w muzykę dance.

Jak doszło do spotkania Milo Kurtisa i terenNowego?

Znam Sky’a od dawna, jeszcze z Centrum Sztuki Współczesnej, spotykaliśmy na jakichś squatach, no i jakoś nasze drogi się przecinały. O terenNowym słyszałem, zanim jeszcze ich usłyszałem. Poszedłem na koncert, który bardzo mi się spodobał. Kiedy więc Sky pewnego razu zaproponował mi wspólne granie, od razu z dużą radością się zgodziłem, bo to, co robią jest mi dosyć bliskie. Taka zbiorowa improwizacja. Gra tam też Amok, który kilkakrotnie wystąpił z Grupą w Składzie:. No, ale kto z nami nie grał…

Nad czym pracuje pan teraz?

Obecnie kończę nagrywanie swojej debiutanckiej płyty z zespołem, który sam założyłem – Naxos Quintet. Grają na niej ludzie z Syrii, Polski, Grecji, Białorusi, Egiptu, Żydzi. Będzie to taki etno jazz – mieszanka wpływów arabskich, greckich i żydowskich. Tym zajmuję się najchętniej, bo jazz to mnie najwyższa forma muzyki jaka istniała, a łączę go z etno, bo to są moje korzenie. Moja rodzina pochodzi z Naksos, a rodzina mojej mamy, moi dziadkowie zostali wyrzuceni ze Smyrny, która teraz zwana jest Izmirem, a była prastarym greckim miastem. I stamtąd pochodzi też rembetiko – moja ulubiona grecka muzyka.

Niedługo kończę nagrywać materiał, ale nie mogę jeszcze mówić kto go będzie miksował ani która wytwórnia go wyda – w każdym razie jedna z największych na świecie. Nie chcę zapeszyć, bo w Polsce jeszcze nikomu nie zdarzyło się takie szczęście jak mnie, ale może to karma. Mam nadzieję, że już w grudniu będzie wszystko gotowe.

Milo Kurtis wystąpi gościnnie z terenNowym.live w poniedziałek 19 listopada o 20:00 w Galeria Freta (Freta 39 / Rynek Nowego Miasta / Warszawa). Wstęp wolny.