Zima poszła w cholerę, wszyscy to czujemy. A to wszystko za sprawą ludzi, którzy zebrali się w minioną sobotę w szczecińskich Kontrastach. Jestem pewna, że to ich zasługa. Ci, którzy byli z pewnością przyznają mi rację… było goooorąąąąącooooo!

Jako pierwsi wskoczyli na scenę panowie z No Future. Zapowiedziałam zespół odczytując notkę z ich profilu na MegaTotal.pl i czekałam co nastąpi. I to, co nastąpiło mnie wbiło w krzesło. Przeniosłam się w lata, kiedy z irokezem piłam wino na warszawskiej starówce wykrzykując słowa Dezertera, Armii czy Siekiery.

No Future to połączenie tamtego klimatu z niektórymi kawałkami obecnego Green Day. Czterech młodziaków na scenie wyemitowało taką dawkę energii, że co starsi słuchacze ledwo wysiedzieli na swoich miejscach. Młodsza widownia (w znacznej przewadze pań) rzuciła się w pogo. Byłam urzeczona. Dobra gitara, fajnie wyśpiewane teksty (jako rodowita warszawianka z domieszką śląskiej krwi dziękuję szczególnie pięknie za tekst „Warszawki”) i punkowska atmosfera.

Po takim występie zespół mógł zejść ze sceny tak po prostu. Bis musiał być obowiązkowo. Ja, żegnając ich byłam w stanie powiedzieć jedynie: „God save the Queen”. Śmieszne to tym bardziej, że gdy rozmawiałam z nimi przed koncertem, pytając jak ich przedstawić, ci chłopcy mówili do mnie „proszę pani…” :)

Przyszła pora na OQrde. Atmosfera wcale nie ostygła. Wręcz przeciwnie! Kiedy na scenie pojawiła się Siwa w lateksowych spodniach, na ogromnych szpilach z rozpuszczonymi włosami do pasa zrobiło się jeeeszcze cieplej – szczególnie panom. Gdy to małe, drobne dziewczę wydało z siebie głos, wiedziałam, że temperatura nie obniży się ani o jeden stopień. Przegonienie zimy było już bliskooooo…

Nadmienię, że widzieliśmy Siwą przed koncertem bez makijażu, lateksów i czerwonej szminki. Mój mąż przez chwilę zastanawiał się, czy to nie jego osiemnastoletnia córka. Jej niewinności przeczył jedynie papieros w lewej dłoni.
OQrde ten koncert zapamięta z pewnością, bo wystąpili z nowym perkusistą Tommym, który gra z nimi od… 5 dni. Tommy absolutnie dał radę!

A na koniec iNNi. Tu nie mogę rozwodzić się nad tym, jak było super, bo mi nie wypada. Jestem menadżerką tegoż zespołu, jak i żoną jego lidera. Odeślę więc Was do galerii. Sami oceńcie, czy ten koncert był na miarę dwóch poprzednich. Powiem tyle – na koniec Artur Szuba powiedział: „Z szacunku do Was nie mogę grać już więcej bisów, bo powalę teksty, albo coś i będzie głupio. Przepraszam, ale nie byliśmy przygotowani na kolejne bisy”.

Na koncercie byli przeróżni ludzie. W naszym wieku, waszym, naszych dzieci…. I to z różnych stron naszej wioski. Przyjechali nasi znajomi, było też wiele obcych osób i muszę przyznać, że już dawno nie byłam na koncercie, który miałby tak fantastyczną atmosferę i taki klimat. Na końcu wszyscy tańczyli i ściskali się razem.

Swoją obecnością zaszczycił nas również Wojciech Hawryszuk twórca festiwalu GRAMY, do udziału w którym strasznie mocno Was wszystkich namawiam. Graliśmy u Pana Wojtka w 2007 roku i wywalczyliśmy II nagrodę publiczności. Fajnie było!

Na koniec koncertu, a było już odpowiednio późno powiedziałam grzecznie zimie: wyp…! I tak oto przegoniliśmy zimę. Wspólnie, wszyscy razem, niezwykle pięknymi dźwiękami!

A swoją drogę wiecie, że wszystkie dźwięki raz zagrane unoszą się w przestrzeni… ale o tym może innym razem.

Z wiosennym pozdrowieniem!
Wasza prowadząca