Łódzki Tosteer szykuje się do wydania megatotalowego singla. Grupę dzieli od tego jeszcze tylko kilka kroków. Z Bartkiem Grzankiem – wokalistą i gitarzystą zespołu rozmawia Piotr Stelmach.

2003 i 2009 rok to bardzo istotne daty dla waszego zespołu. Gdzie byliście wtedy, gdzie jesteście dziś?

Bardzo trudne pytanie na początek. Dla mnie te sześć lat to ogromna odległość. Wtedy zaczynaliśmy, nie wiedząc zupełnie czego się spodziewać. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, w jakim kierunku to wszystko się rozwinie. Byliśmy nieopierzonymi, naiwnymi chłopakami, którzy założyli kapelę i chcieli grać koncerty. Dziś jesteśmy bogatsi o doświadczenia, które mam nadzieję, pozwolą nam się już nigdy nie spalić i nie sparzyć (śmiech).

Jakie to doświadczenia?

Przede wszystkim nie zrozumieliśmy się z wytwórnią. Oni mieli zupełnie inny pomysł na promocję i karierę zespołu. Nagraliśmy i wydaliśmy debiutancką płytę, byliśmy nominowani w dwóch kategoriach do Fryderyków, początek wydawał się więc idealny. Tymczasem szybko okazało się, że wytwórnia podejmuje działania promocyjne nie do końca tożsame z tym, czym powinien być i jak powinien funkcjonować zespół rockowy. My chcieliśmy takim zespołem być, a mieliśmy pokazywać się w miejscach, które z rockiem nie mają zbyt wiele wspólnego. Nie było naszą ambicją pokazywanie się wszędzie, a raczej tam, gdzie muzyka rockowa jest najbardziej na miejscu. Trudno nam było uznać udział zespołu w programie obok Michała Wiśniewskiego za dobry pomysł. Odmawialiśmy takiego sposobu kreowania naszego wizerunku i stało się jasne, że będziemy na bocznym torze. Właściwie już na samym początku wiedzieliśmy, że kapela jest w tej wytwórni spalona. Trzeba było liczyć tylko na siebie, a 6 lat temu z takim statusem nie było łatwo.

Przygotowaliście materiał na drugą płytę. I co?

I nic. Okazało się, że obojętnie czego byśmy nie przynieśli do wytwórni, nie wydadzą tego. Pracowaliśmy nad drugim albumem prawie dwa lata, włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Przyznam, że po tych wszystkich doświadczeniach czułem się kompletnie wypluty. Dopiero niedawno zacząłem poważnie myśleć o tym, żeby powrócić do pomysłu wydania tego materiału.

Nie myśleliście o zakończeniu działalności?

Każdy zespół po takich przejściach zadaje sobie pytanie, czy jest sens, żeby ciągnąć to dalej. My musieliśmy zrobić podobnie. Przez dwa kolejne lata jeszcze jakoś przebrnęliśmy, grając okazjonalnie koncerty, ale nie byliśmy w stanie dać sobie rady na rynku. I mimo, że Tosteer muzycznie zaczął brzmieć tak, jak chciałem od zawsze, zabrakło nam sił. Postanowiliśmy zawiesić działalność.

A manager?

To człowiek z trochę innej bajki. Byliśmy wzajemnie dla siebie zbyt dużym eksperymentem.

Wasz chrzest bojowy odbył się na koncertach, podczas których supportowaliście kolejno Placebo i Dave’a Gahana. Szczególnie ten drugi występ był dla was ogromną próbą sił. Jak to wspominasz?

No tak… Koncert przed Placebo wspominam świetnie. Do dziś zresztą docierają do mnie sygnały od ludzi, którzy byli na Torwarze. To było bardzo potrzebne i dobre doświadczenie. Podobnie z drugim supportem. Mimo niesprzyjającej publiczności nawet przez moment nie pomyśleliśmy o tym, żeby zejść ze sceny wcześniej. Dokończyliśmy nasz występ i mimo wszystko wierzę, że były tam osoby, które chciały nas słuchać. Wiedzieliśmy, że Depeche Mode i Dave Gahan mają bardzo specyficzną, skoncentrowaną tylko na sobie publiczność, ale chyba nie przypuszczaliśmy, że to zderzenie będzie takie trudne. To był horror, ale nie poddaliśmy się.

Tosteer gra przed Davidem Gahanem

Tosteer gra przed Davidem Gahanem

Mamy rok 2009. Powtórzę jeszcze raz pytanie – co teraz?

Po kilku wspólnych spotkaniach stwierdziliśmy, że szkoda tamtych emocji i tamtej muzyki. Postanowiliśmy spróbować ponownie. Chcemy wydać tę płytę, może nawet uda się to zrobić własnym sumptem. Grywamy koncerty, wystąpiliśmy niedawno jako support przed zespołem Budgie, mamy gotowy materiał na singiel. Bardzo chcielibyśmy, żeby tym razem się udało.

Opowiedz o piosenkach, które znajdą się na megatotalnym singlu.

Oba utwory – “Trapped In Silence” i “Silver Tears” – pochodzą sprzed 3-4 lat, ale są inaczej zaaranżowane. Nie ma już w zespole klawiszowca, Tosteer jest teraz kwartetem, czyli dwie gitary, bas, perkusja. Materiał jest bardziej rockowy. Mamy nadzieję, że singiel ukaże się w kwietniu.