“Jestem dzieckiem lat 80-tych”. Ostatnio czy to w rozmowach prywatnych, czy zawodowych, wypowiadam to zdanie z zaskakującą nawet dla mnie notorycznością. Ta dekada, a szczególnie jej pierwsza połowa wytatuowała moje życie w niezwykle podstępny i, co istotniejsze, skuteczny sposób. Nigdy nie uciekałem od wspomnień związanych z tamtym czasem. Są one niewidocznym ciągiem dalszym mojej wizytówki, z której oprócz imienia, nazwiska, zawodu, firmy i numeru kontaktowego daje się odczytać wszystko to, czym nasiąknąłem.
Do dziś mam przed oczami moją mamę, wracającą któregoś chłodnego sobotniego popołudnia z pracy. Przyniosła do domu płytę, o którą błagałem przez długie tygodnie. “Nowe Sytuacje” Republiki. Album kosztował 700 złotych, co dla 12-latka było wtedy kwotą bajońską. Nie pomagały prośby, łzy i wyrażane w dziecinny sposób akty domowej anarchii. Rodzice stwierdzili, że nie wydadzą takiej sumy na kawałek plastiku, choćby nawet był moim ukochanym. W końcu jednak dali za wygraną.
“Nowe Sytuacje” miały rozkładaną kopertę ze zdjęciem muzyków hurtowo rozjechanych na śmierć, leżących bezładnie na pasach dla pieszych. W środku był jeszcze specjalny dodatek – wydrukowane co do słowa na wielkich dwóch kartkach teksty. Całość obowiązkowo czarno – biała. Na awersie tytuł i logo grupy. “Śmierć w bikini” jako ostatni na stronie A, “Będzie Plan” jako pierwszy kawałek na stronie B. Szał.
Celowo poświęcam w tym krótkim tekście tak dużo miejsca Republice. Dla mnie był to, ba, wciąż jest, najważniejszy zespół, jaki działał na rodzimej scenie. Lata 80-te kojarzą mi się przede wszystkim z artystycznym fenomenem toruńskiego kwartetu. Z biało – czarną flagą, grzywką na “popersa”, spektaklem “Republika rzecz publiczna” w łódzkim Teatrze Wielkim (mój pierwszy koncert rockowy, zagrany zresztą z playbacku :) i “wojną” między fanami Lady Pank i Republiki, której efekty poznawaliśmy w każdy sobotni wieczór podczas Listy Przebojów Programu Trzeciego. Piękne, choć wtedy trochę zakazane chwile.
Ale oprócz Republiki byli też inni. Klaus Mittfoch, Brygada Kryzys, Voo Voo, Oddział Zamknięty, Maanam. Boje stoczone o Ich płyty nauczyły mnie szacunku do oficjalnych nośników dźwięku. Do dziś spotkanie z każdym nowym albumem traktuję bardzo szczególnie. I zdecydowanie odrzucam konformistyczne kolekcjonerstwo, polegające na zapychaniu półek tylko tym, co przyśle mi wytwórnia. Wydanie na płyty zbyt dużej ilości kasy i szperactwo sklepowe wciąż jest dla mnie intrygujące.
Tak, lata 80-te to w moim życiu przede wszystkim muzyka. Nauka jej zdobywania, słuchania, podziwiania, “puszczania” moim rówieśnikom i rozpoznawania emocji towarzyszącym poszczególnym piosenkom i płytom. Nie bez przyczyny od kilkunastu lat uważam Roberta Smitha za swojego trzeciego rodzica. Bo gdyby nie “Pornography”, ….
Kasia Andrzejewska i Artur Szuba wykonali fantastyczną robotę. Tak jak my w opisywanej tu dekadzie, docierali, odnajdowali, dowiadywali się. Mam nadzieję, że ku naszej wspólnej radości!
Polecam.
Piotr Stelmach
1 komentarz
aro33eu
1 lip, 2009
osobiście mam 21 lat, nie znam czasów PRL-u, ale płytkę winylową Republiki posiadam i chwalę sobie ten zespół, chwała ś.p. Ciechowskiemu i zespołowi.