Nowy się zaczął, stary się skończył. Pojawiło się w nim dużo nowych dźwięków. Niektóre ucieszyły, inne rozczarowały. O tych drugich zapominamy. Te pierwsze przypominamy. Pokusiliśmy się o wybranie płyt, które spodobały nam się najbardziej. Po długich naradach wybraliśmy dwudziestkę naszym zdaniem najlepszych albumów 2014 roku. Z ustalaniem kolejności daliśmy sobie spokój, bo zajęłoby to nam czas do marca. Oto więc nasz TOP20 w kolejności alfabetycznej.
Antemasque – Antemasque
Liderzy Mars Volta zmęczeni zgłębianiem prog-krautrockowych otchłani sięgają po prostsze, wręcz archetypicznie rockowe formy. Do ekipy okazjonalnie dołącza niejaki Flea i być może jest to najlepszy ruch jaki wykonał od lat. Iskrzy jak diabli!
Beck – Morning Phase
Po latach eksperymentowania z formą i bardziej frapującą stroną muzycznej materii Beck w końcu sprezentował fanom zestaw czystych piosenek. Brzmi to pięknie, czasem jak najlepsze folkowe momenty amerykańskich klasyków. Ultra-pozytywna faza.
Carla Bozulich – Boy
Nowe solowe dzieło Carli Bozulich trudno określić jednoznacznie. To niemal popowa płyta, ale ballady, które ją wypełniają, zostały dość poważnie pokiereszowane. Nawet te pozornie łagodne, wydają się kryć jakąś ułomność. Niepokojący album o wyjątkowym klimacie.
Chuck E. Weiss – Red Beans and Weiss
W oczekiwaniu na nową płytę Toma Waitsa rozkoszujmy się dźwiękami z albumu jego nadwornego gitarzysty. Nie, nie w zastępstwie. To po prostu świetny krążek pełen knajpianych klimatów i brudnego, zadymionego bluesa o chicagowskim posmaku.
Death From Above 1979 – The Physical World
Drugi album wydany po 10. latach przerwy? Idealny scenariusz na wielką wtopę… Tymczasem mamy zacny powrót do formy z pamiętnego debiutu. Dwóch facetów (sekcja rytmiczna i wokal plus smaczki) daje fanom prostego rockowego hałasu mnóstwo frajdy!
Einstürzende Neubauten – Lament
Rocznicowa impreza za publiczne pieniądze? Brzmi strasznie. Wszystko jednak zależy od zamawiającego i wykonawcy. Oto władze belgijskiego Diksmuide poprosiły EN o przygotowanie widowiska upamiętniającego wybuch I wojny. Jego ścieżka dźwiękowa to arcydzieło. Jedna z najlepszych płyt tego roku i w dorobku Einstürzende Neubauten.
Godflesh – A World Lit Only by Fire
Kolejny comeback! Po latach post-metalowych eksperymentów Broadricka, wraca kipiąca transową motoryką maszyneria industrialnego brudu. Jeśli komuś przeszkadza aktualna kondycja gatunku tu znajdzie idealne ujście swej pasji. Black Sabbath XXI wieku.
Johnny Marr – Playland
Nie ma cudów gdy pracuje talent plus doświadczenie. Marr wykorzystał swoje atuty – doskonały songwriting, rozpoznawalny gitarowy styl oraz lata spędzone przy produkcji klasycznych już dźwięków. W efekcie mamy majstersztyk rock’n'rollowego popu.
Mark Lanegan – Phantom radio
Pozornie kolejny album mistrza tonącej w mroku blues-folkowej melancholii. Tymczasem Lanegan znów ciekawie eksperymentuje. Jego jak zawsze decydujący o sile utworów, przybrudzony głos odnajdujemy tym razem na tle synthpopowej elektroniki.
MV & EE – Alpha Lyrae
Mistrzowie wiejskiej ragi i improwizowanej psychodelii tym razem w odsłonie studyjnej. W ich domku na odludziu Vermont powstała płyta pełna gwiezdnych odlotów i kosmicznej melancholii podlanej noisowo-grunge’owym sosem. Alpha Lyrae to medium do kontaktu z kosmosem.
Neil Young – A Letter Home
Jack White skonstruował wehikuł czasu i wysłał Neila Younga do źródeł muzyki. Neil zagrał covery klasycznych utworów m.in. Springsteena, Dylana i Nelsona, a Jack zapisał je za pomocą oryginalnej maszyny rejestrującej z 1947 roku. Wyszedł klimat, że palce lizać.
Pere Ubu – Carnival of Souls
Kolejny etap trylogii ilustrującej mroczną klasykę amerykańskiego kina. Alternatywny soundtrack do frapującego wizualną ekspresją horroru “Karnawał dusz”. Interpretacje Pere Ubu przywracają starym filmom witalność lepiej niż cyfrowe rekonstrukcje.
Shabazz Palaces – Lese Majesty
Na drugiej płycie podopieczni Sub Popu kontuynuują poszukiwania granic hip-hopu. Tym razem zapuścili się w okolice ambientu, electro i minimalu, których różne odmiany z wielkim powodzeniem łączą z samplowanymi rytmami i monotonnymi recytacjami.
Shellac – Dude Incredible
Jeden z najbardziej zapracowanych producentów znalazł wreszcie po siedmiu latach czas na nowy album własnej kapeli. Steve Albini z załogą porazili dawką energetycznego hardcore’u w najlepszym wydaniu. I to brzmienie! Fuck digital! Analog rules!
Sleaford Mods – f. Divide and Exit
Cynizm, trafna kontestacja, bezpretensjonalność, brud a jednocześnie komercyjna zalotność formy. Od dawna nie spotykane w równie przekonującym, a jednocześnie oryginalnym wcieleniu. Brudny punk-hop brytyjskiej klasy robotniczej kopie w twarz.
St. Vincent – St. Vincent
Nowy album St. Vincent po brzegi wypełniony jest popem najwyższego gatunku. Ale jako że każda potrawa potrzebuje przypraw, artystka z wielkim wyczuciem doprawia go smaczkami z gatunków mniej lub bardziej oddalonych od mainstreamu. Bardzo smakowite.
Scott Walker & Sunn O))) – Soused
To najbardziej zaskakujący duet ostatnich lat i chyba płyta tego roku. Ikona popu lat sześćdziesiątych, a teraz awangardowy wokalista połączył siły z mistrzami metalowych dronów. Powstało dzieło niezwykłe, przejmujące, pełne dramatyzmu. Poza wszelkimi kategoriami.
Swans – To Be Kind
Swans kontynuują świetną passę. Trzeci album po reaktywacji potwierdza doskonałą formę Michaela Giry i jego ekipy. To Be Kind to dwie godziny minimalistycznego, industrialno-noisowego bluesa, popadającego w rytualny trans. Pełen odlot dla odważnych.
The Vacant Lots – Departure
Kolejny przebłysk neopsychodelicznej reformacji jaka od kilka lat ma miejsce za oceanem. Wszystkie oblicza muzycznej rewolucji przełomu lat 60′ i 70′ podane w wersji na dziś. Hipnotyzujące pejzaże gitarowego brudu i hipisowska melancholia w jednym.
Total Control – Typical System
Za sprawą Australijczyków postpunkowy nihilizm trzyma się mocno kolejnych pokoleń. Mamy wszystko: brudne gitary, zimnofalową motorykę, synth-popowe refreny i wyrafinowany cynizm tekstów. Są też posmaki krautrocka i iście free jazzowe wzloty. Siła tego!
I to już cała nasza dwudziestka. A poza nią jest takie mnóstwo płyt, z których wydania również bardzo się cieszymy, że też je tu wspominamy :) Również w kolejności alfabetycznej.
AC/DC – Rock or Bust
Aphex Twin – Syro
Ariel Pink – Pom Pom
Bass Drum Of Death – Rip This
Baxter Dury – It’s a Pleasure
Blood Red Shoes – Blood Red Shoes
Brian Eno – High Life
Bruce Springsteen – High Hopes
Cavalera Conspiracy – Pandemonium
Code Orange – I Am King
Death Grips – niggas on the moon
Eagulls – Eagulls
Earth – Primitive And Deadly
Eels – The Cautionary Tales of Mark Oliver Everett
Faust – Just Us
Fire! Orchestra – Enter
Flying Lotus – You’re Dead!
Gazelle Twin – Unflesh
Goat – Commune
Gong – I See You
Half Japanese – Overjoyed
Jack White – Lazaretto
Karen O – Crush Songs
Kasai All Stars – Beware The Fetish
King Gizzard and the Lizard Wizard – I’m in Your Mind Fuzz
La Dispute – Rooms of the House
Leonard Cohen – Popular Problems
Les Claypool’s Duo De Twang – Four Foot Shack
Liars – Mess
Little White Lies – Days of Chaos
Machine Head – Bloodstone & Diamonds
Marianne Faithfull – Give My Love to London
Melvins – Hold It In
OFF! – Wasted Years
Oren Ambarchi – Quixotism
Peter Murphy – Lion
Primus – Primus & the Chocolate Factory with the Fungi Ensemble
Protomartyr – Under Colour of Official Right
Rancid – Honor Is All We Know
Robert Plant & the Sensational Space Shifters – Lullaby and… The Ceaseless Roar
Royal Blood – Royal Blood
Run the Jewels – RTJ2
Sharon Jones & the Dap-Kings – Give the People What They Want
Sharon Van Etten – Are We There
Sick Of It All – Last Act Of Defiance
Sondre Lerche – Please
Temples – Sun Structures
The Afghan Whigs – Do The Beast
The Black Keys – Turn Blue
The Brian Jonestown Massacre – Revelation
The Flaming Lips – With a Little Help from My Fwends
The Soft Pink Truth – Why Do the Heathen Rage?
The Twilight Sad – Nobody Wants To Be Here And Nobody Wants To Leave
Thee Oh Sees – Drop
Thurston Moore – The Best Day
Tinariwen – Emmaar
Ty Segall – Manipulator
Tycho – Awake
Venetian Snares – My Love is a Bulldozer
1 komentarz
pablo
3 sty, 2015
ciekawa lista- dla mnie najbardziej wymiata thurston moore i winien być wysoooko, ot co!